Jaka piękna katastrofa
„Miał być international level” mówił komentator Dariusz Szpakowski na zakończenie przygody Leo Beenhakkera z piłkarską reprezentacją, lecz skończyło się wówczas… jak zwykle. Podobnie jest z Ruchem Narodowym. Miała być „siła o jakiej partiom się nie śniło” i „projekt na lata”, a skończyło się na starcie z list wypalonego rockowego muzyka, bredzącego w kółko o jednomandatowych okręgach wyborczych.
Bez wątpienia największym sukcesem organizacyjnym szeroko pojętego obozu narodowego po 1989 r. jest Marsz Niepodległości. Co roku do Warszawy przybywa na niego kilkadziesiąt (...) Czytaj dalej...