jaka-piekna-katastrofa„Miał być international level” mówił komentator Dariusz Szpakowski na zakończenie przygody Leo Beenhakkera z piłkarską reprezentacją, lecz skończyło się wówczas… jak zwykle. Podobnie jest z Ruchem Narodowym. Miała być „siła o jakiej partiom się nie śniło” i „projekt na lata”, a skończyło się na starcie z list wypalonego rockowego muzyka, bredzącego w kółko o jednomandatowych okręgach wyborczych.

Bez wątpienia największym sukcesem organizacyjnym szeroko pojętego obozu narodowego po 1989 r. jest Marsz Niepodległości. Co roku do Warszawy przybywa na niego kilkadziesiąt tysięcy osób z całej Polski, niezważających na negatywną kampanię przeciwko manifestacji ze strony liberalnych i prawicowych mediów. Osoby pamiętające obchody 11 listopada w 2006 czy 2007 roku z pewnością nie spodziewały się, iż skromna manifestacja 200 radykałów przeistoczy się w wielki marsz, który przez kilka listopadowych dni będzie szeroko komentowany w całej Polsce. Sukces jest więc niewątpliwy, jednak organizatorzy wyraźnie nie postawili na pracę u podstaw. Po pierwszym dużym marszu w 2010 r. postanowili oni przyciągnąć jak największą liczbę różnych środowisk, rozmywając nacjonalistyczny charakter demonstracji na rzecz bogoojczyźnianego populizmu i patosu. Rok później próbowano nie epatować radykalnymi hasłami, aby w inicjatywie Marszu mogli zmieścić się nie tylko nacjonaliści z MW i ONR, lecz również tak odległe nam ideowo środowiska jak konserwatywni liberałowie czy Kluby Gazety Polskiej.

W 2012 r. liderzy środowisk tworzących Marsz Niepodległości zdecydowali się ogłosić powstanie Ruchu Narodowego. Zapowiedzi były oczywiście szumne. Miał być „ruch społeczny na lata” i „siła o jakiej partiom się nie śniło”, której „boją się lewaki, liberałowie i pedały”, ponieważ ich pozycja zostanie zagrożona przez „obalenie Republiki Okrągłego Stołu”. Kilka miesięcy później w Warszawie odbył się jednak kongres założycielski RN, który przyjął deklarację ideową, pod którą mogłaby się podpisać nawet ówczesna konserwatywna frakcja Platformy Obywatelskiej. Było więc o tożsamości narodowej, chrześcijańskich wartościach czy wolności gospodarczej. Tak więc w dużym skrócie – o wszystkim i o niczym. Brak jakichkolwiek konkretów był jeszcze bardziej widoczny podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego w ubiegłym roku, gdzie liderzy RN-u upatrywali szansy na zgarnięcie niezłych uposażeń i całkiem niezłej emerytury. Po tamtej kampanii do dzisiaj nie wiadomo czy RN jest za wyjściem z Unii Europejskiej, czy jednak chce tam pozostać, a o stanowisku wobec tak kluczowych kwestii jak wspólna unijna polityka rolna można jedynie pomarzyć. Całą pulę „antysystemowego” elektoratu zgarnął więc wówczas znany komik Janusz Korwin-Mikke.

Kilka miesięcy temu, w przerwie między tropieniem gender i handlowaniem patriotyczną odzieżą, liderzy RN-u postanowili wystawić swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Marian Kowalski w kampanii wyborczej obiecał wylizać deskę klozetową w pociągu jeśli otrzyma zerowe poparcie, a podczas telewizyjnej debaty zaprezentował dobrze skrojony garnitur. Ostatecznie zakończyło się poparciem 0.5 proc., niewiele większym od rezultatu uzyskanego przez Jacka Wilka z Kongresu Nowej Prawicy, choć były współpracownik Korwina-Mikke w porównaniu do Kowalskiego nie może pochwalić się w swoim CV uratowaniem Marszu Niepodległości ani popularnymi na YouTube wystąpieniami telewizyjnymi. Fatalny rezultat w wyborach prezydenckich szybko jednak odszedł w zapomnienie. Odpowiadający za niego liderzy postanowili zarejestrować RN jako partię polityczną, a szansy na polityczne konfitury zaczęli upatrywać w ruchu tworzonym przez Pawła Kukiza. Przeżywający wyraźny kryzys twórczy rockowy muzyk miał skupić wokół siebie środowiska „antysystemowe”, więc przywódcy RN-u ochoczo przystąpili do rozmów na temat wspólnej listy w zbliżających się wyborach parlamentarnych.

Z całym impetem zaczęło się więc cytowanie Kukiza na portalach związanych z RN-em i „lajkowanie” jego facebookowych postów przez wyraźnie wygłodniałych stanowisk narodowców. Większego znaczenia nie miał tu fakt, że jedyną ofertą Ruchu Kukiza (poza miejscami w parlamencie, choć i tutaj sondaże są coraz mniej życzliwe) są jednomandatowe okręgi wyborcze, których wprowadzenie jeszcze bardziej zabetonuje scenę polityczną, skazując nas na wieczny spór PiS-u z Platformą. Tym samym zamiast kolejnej szumnej zapowiedzi w postaci „budowania własnej podmiotowości”, RN-owcy postanowili pójść ścieżką już dawno utartą przez współczesnych spadkobierców przedwojennej endecji. Droga ta prowadzi przez uczepienie się silniejszego podmiotu w celu doszlusowania do parlamentarnych stanowisk. W 1993 r. środowiska Stronnictwa Narodowego startowały z list korwinistycznej Unii Polityki Realnej, w 1997 r. był Narodowo-Chrześcijańsko-Demokratyczny Blok dla Polski utworzony z resztkami po wałęsowskim BBWR, a w 2001 r. przyszła kolej na tworzenie Ligi Polskich Rodzin z Radiem Maryja, Antonim Macierewiczem czy Janem Łopuszańskim. Kiedy w 2007 r. okazało się, że elektorat Ligi jest przejęty przez PiS, „endeccy realiści” postanowili stworzyć wspólną koalicję ze wspominanym już Korwinem-Mikke i judeochrześcijaninem Markiem Jurkiem. Mimo budżetowych subwencji zakończyło się katastrofalnym wynikiem 1,3 proc. , a dwa lata później szemranym projektem Libertas na czele z irlandzkim biznesmenem, po którym obecnie słuch zaginął.

Wśród wspomnianych projektów największym sukcesem okazała się LPR. Sześć lat obecności w Sejmie i drugi wynik w europarlamentarnych wyborach w 2004 r. robiły wrażenie. Skupiono się jednak na tanim populizmie i partyjniactwie, nie pozostawiając po sobie niczego trwałego, może poza postacią Romana Giertycha, który w ramach „endeckiego realizmu” zaczął popierać rządy Platformy Obywatelskiej. RN zdaje się powielać błędy LPR-u, stawiając jedynie na biernych, miernych, ale wiernych, dodatkowo wykorzystując do swoich celów naiwnych młodych działaczy. Wiele o stosunkach panujących w RN-ie mówiły ujawnione w 2013 r. zapisy rozmów Przemysława Holochera, wówczas jednego z liderów ówczesnego ruchu społecznego. Inicjatywa jeszcze na dobre się nie rozkręciła, a z korespondencji Holochera można było wywnioskować, iż liderzy  powstającego RN-u w politycznych rozgrywkach różnią się od swoich konkurentów jedynie dużo mniejszym poparciem społecznym.

Potwierdzeniem tego faktu są wydarzenia z ostatnich dni, kiedy RN-owcy otrzymali już miejsca na listach Kukiza, gdzie znajdą się u boku takich postaci jak raper Liroy, znany ze współpracy z Palikotem i środowiskami „antyfaszystowskimi”. Widać wyraźnie, że RN stał się prywatnym projektem paru ludzi, przebierających nogami w oczekiwaniu na sejmowe apanaże, które zgodnie z planami Krzysztofa Bosaka mają zostać spożytkowane przez niego w „Barze za kratą” na Wiejskiej. Niskie pobudki kierownictwa RN-u są (a jakże!) polane tradycyjnie bogoojczyźnianym sosem i mają wskazywać na istny heroizm osób, które zdecydowały się na start z „trudnej listy” Kukiza. A jak się komuś nie podoba, to jest oczywiście malkontentem, anarchistą, nie posiada zmysłu politycznego i powinien pokazać swoją wartość poprzez lepienie partyjnych plakatów. Istna powtórka z rozrywki, znana z dziejów SN-u i LPR-u.

Jaka płynie z tego nauka dla polskich nacjonalistów? Przede wszystkim należy trzymać się z dala od osób umoczonych w mityczny już LPR. Jak pokazały przypadki liderów RN-u, którzy onegdaj również uczestniczyli w tym projekcie jako młodzi i zapewne naiwni działacze, dotyk LPR-u boli całe życie. Po drugie, należy skończyć z wiarą w potrzebę wiecznych kompromisów. Żaden z szanujących się współczesnych ruchów narodowych w Europie nie zdobył poparcia poprzez ideowe rozmycie i starty z podejrzanych list wyborczych. Każdy z nich budował własną podmiotowość w oparciu o radykalne hasła, które odróżniały je od centroprawicowej konkurencji. Po trzecie, i chyba najważniejsze, należy postawić na pracę ideową w postaci zdefiniowania podstaw nowoczesnego polskiego nacjonalizmu. Inaczej zawsze będziemy nieco karykaturalnym środowiskiem, kompromitowanym przez nowoczesne wcielenia „endeckich realistów” gotowych uwiesić się każdego projektu zapewniającego im ciepłe posadki.

MM