Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazał naszemu państwu wyłączyć z użytkowania elektrownię i kopalnię Turów. Komisja Europejska oczekuje z kolei zapłaty pół miliona euro dziennie za dalsze funkcjonowanie kompleksu. Przeciwko decyzji Unii Europejskiej zamierzają jednak protestować pracownicy, podkreślający wagę funkcjonowania Turowa dla lokalnej społeczności.

Wyłączenia Kopalni Węgla Brunatnego Turów domagała się Republika Czeska. Złożyła ona skargę na Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE, a ten uznał, że kompleks Turów powinien zostać zamknięty. Na dodatek Bruksela oczekuje od Warszawy zapłaty pół miliona euro za każdy kolejny dzień funkcjonowania kopalni i elektrowni. Kopalnia ma bowiem prowadzić do obniżenia się poziomu wód gruntowych na terenie przygranicznym.

Jak na razie premier Mateusza Morawiecki nie zamierza ani wyłączyć Turowa z eksploatacji, ani też płacić kary oczekiwanej przez Komisję Europejską. Jego zdaniem oznaczałoby to pozbawienie milionów Polaków prądu i ciepła, a nikt bez legitymacji społecznej nie może podejmować takich decyzji. Morawiecki dodatkowo zarzucił Czechom brak chęci porozumienia w tej sprawie.

Swojego niezadowolenia nie kryją pracownicy Turowa zrzeszeni w związkach zawodowych. Zastanawiają się oni nad blokadami dróg czy wyjazdem na protest do Luksemburga, bo z kopalnią i elektrownią związanych jest prawie 50 tys. osób.

Nie chodzi jednak tylko o zatrudnionych w Turowie. Z pracy elektrowni korzysta bowiem lokalna społeczność, która została pozbawiona możliwości posiadania pieców we własnych domach w związku z polityką klimatyczną UE. Na dodatek z Turowa prąd i ogrzewanie pozyskuje miejscowy szpital. Tymczasem nie jest możliwe dowożenie do elektrociepłowni węgla z Czech czy Niemiec.

Wojciech Ilnicki z NSZZ „Solidarność” powiedział w rozmowie z RMF FM, że zamknięcie Turowa rozchwiałoby całą polską energetyką. Obecnie Polska eksportuje energię elektryczną, ale brak elektrowni w Turowie mógłby doprowadzić do blackoutów i wyłączeń prądu.

Na podstawie: rmf24.pl.