Podczas gdy multikulturalizm w Europie jest promowany na wszelkie możliwe sposoby, masowa imigracja stała się zjawiskiem niekontrolowanym i zagrażającym kulturowej tożsamości starego kontynentu, w kraju, którego przedstawiciele ochoczo agitują na rzecz „różnorodności w Europie”, dochodzi do coraz częstszego wyrażania obaw i niezadowolenia ze wzrostu afrykańskiej imigracji. I choć jej skala jest nieporównywalna z masami zalewającymi każdego roku Europę, mieszkańcy Izraela mają jej już dosyć.
Kilka dni temu w dzielnicy Tel Avivu Hatikvah setki demonstrantów domagały się wydalenia afrykańskich imigrantów. Podczas manifestacji jej uczestnicy mówili o tym, że zwiększająca się liczba czarnych sąsiadów stwarza atmosferę strachu przed przestępczością. „To kryminaliści, kradną i gwałcą kobiety” – mówili niezadowoleni Izraelczycy. W odniesieniu do zamieszkałych ich dzielnicę Afrykanów używali określenia „kushim”, hebrajskiego odpowiednika słowa „czarnuch”. Nastroje te są następstwem zwiększania się liczby nielegalnych imigrantów w Izraelu, których liczba oscyluje wokół 32 tysięcy, są to głównie mieszkańcy Afryki, którzy przedostali się do tego kraju przez Egipt. Nastroje antyimigranckie łączą się z sentymentami antyarabskimi.
Pomimo coraz częstszych przypadków ataków na imigrantów, demonstracji sprzeciwu wobec imigracji nie sposób dostrzec by poszukiwanie rasizmu i ksenofobii wśród Żydów interesowało szczególnie media. W ostatnim czasie odnotowano kilka zdarzeń wiążących się z problemem imigracji w Izraelu. Stosunek do niej Żydów mieszkających w sąsiedztwie kolorowych imigrantów różni się diametralnie od stanowiska organizacji żydowskich propagujących multikulturalizm w Europie.
Demonstracje antyimigranckie izraelskie media łączą z niedawnym listem podpisanym przez wielu rabinów, w którym przestrzegają przed wynajmowaniem mieszkań nie-Żydom i wzywają do wykluczenia z gmin żydowskich tych, którzy zakaz ten złamią. Premier Izraela – Benjamin Netanyahu – zapewnia, że Izrael szanuje wszystkich ludzi bez względu na ich pochodzenie, jednocześnie jednak zapewnia, że problem afrykańskiej imigracji jest na uwadze rządu. A zapobiec ma jej m.in. budowa muru wzdłuż egipsko-izraelskiej granicy. Możemy wyobrazić sobie reakcje światowych mediów i polityków, gdyby sytuacja taka zaistniała w Europie i gdyby została zainicjowana przez rząd. Kilka przypadków budowy muru na osiedlach w Czechach czy na Słowacji, mającego oddzielić autochtonów od kryminogennej społeczności romskiej wywoływało skandale na światowa skalę.
Mieszkańcy Izraela nie kierują się wyłącznie względami komfortu życia na osiedlach wolnych od imigranckiej przestępczości. Jak wynika z sond, wielu z nich poważny problem dostrzega również w zagrożeniu tożsamości kraju jako państwa żydowskiego.
Demonstrację w Hatikvah zorganizował Szlomo Maslawi, mieszkaniec dzielnicy i członek rady miejskiej miasta Tel Aviv. Zapewnił on, że nie ma to nic wspólnego z rasizmem. Powiedział, że rząd zaniedbał mieszkańców południowych osiedli, którym przyszło żyć z ograniczonych zasobów. Populacja imigrantów, jak mówi Maslavi, obniża jakość życia w dzielnicy, a także powoduje wzrost cen wynajmu mieszkań. Odpiera również argument, którym szantażowana jest Europa i jej rządy – prawa człowieka i ciężką sytuację imigrantów w krajach pochodzenia. „Ludzie mówią o ludzkiej stronie historii imigrantów, ale co z naszymi ludźmi, którzy boją się opuszczać swoje domy po zmroku?” – pyta Malavi.
Mieszkańcy Francji, Wielkiej Brytanii czy Belgii, którzy zostali zmuszeni do życia w wielokulturowych miastach i miasteczkach, w sąsiedztwie afrykańskich imigrantów, doskonale zdają sobie sprawę z dyskomfortu i braku poczucia bezpieczeństwa w takiej sytuacji. Jednak ich sprzeciw określany jest mianem rasizmu, ksenofobii a nawet nazizmu! I to przeciwko nim występują ich rządy wspomagane m.in. przez organizacje żydowskie operujące w Europie.
Uczestnicy zorganizowanej przez Maslavi demonstracji nieśli transparenty odnoszące się do mieszanych związków. „Izraelskie dziewczyny dla Żydów” – mówiły napisy niesione przez manifestantów (na zdjęciu). Niechęć wobec mieszanych związków, która na naszym gruncie stanowi już oznakę nazistowskich sympatii, jest powszechna wśród Izraelitów. W tym tygodniu 27 żon rabinów wystosowało apel do izraelskich kobiet, by nie tylko nie umawiały się z Arabami, ale nawet z nimi nie pracowały. Jak widać wysiłki organizacji żydowskich, które za cel postawiły sobie promowanie multikulturalizmu w Europie mocno kontrastują z nastawieniem ich rodaków do zastosowania podobnego modelu we własnym kraju. Nie słychać głosów krytyki, porównań do nazistów, oskarżeń o rasizm. Nic dziwnego, termin ten przeznaczony jest jako kaganiec dla białych europejczyków, którzy, podobnie jak Izraelczycy, mają dość strachu przed imigranckim bandytyzmem.