Złoty Świt wydaje się mieć za sobą swoje pięć minut. Niszczeni przez media i system greccy nacjonaliści zostali skazani na wyroki wieloletniego więzienia, a właśnie wokół nich toczy się narracja książki Dionisiosa Sturisa „Zachód słońca na Santorini. Ciemniejsza strona Grecji”. Czyli publikacji pokazującej głównie obsesję autora, widzącego „faszyzm” skrywający się za rogiem każdej greckiej ulicy.
Warto zacząć od przedstawienia autora omawianej książki, bo jego życiorys determinuje jej treść. Sturis nie tylko jest więc dziennikarzem lewicowo-liberalnych mediów (głównie „Gazety Wyborczej” i Radia TOK FM), ale przede wszystkim potomkiem greckich „uchodźców”. A dokładniej rzecz biorąc ludzi współpracujących z tamtejszą komunistyczną partyzantką, którzy po jej przegranej w wojnie domowej znaleźli schronienie w bloku wschodnim pod przewodnictwem Związku Radzieckiego. Z ostatnich stron publikacji dowiadujemy się natomiast, że Sturis ma „męża” i „wychowuje” z nim dzieci.
Lewicowe poglądy autora wylewają się więc prawie z każdej strony „Zachodu słońca na Santorini”. Potencjalnie każdy Grek, poza zawsze krystalicznymi postaciami lewicy oraz imigrantami, jest potencjalnym „faszystą” albo „nazistą” (dziennikarz rzuca podobnymi etykietkami bez głębszej refleksji”). Tym samym podejrzani są politycy liberalno-konserwatywnej partii Nowa Demokracja, rolnicy broniący swoich upraw przed imigrantami czy nawet jedna z lewicowych rozmówczyń Sturisa. Kobieta w obawie przed polityką Turcji popiera bowiem zamknięcie greckiej granicy przed imigrantami.
W publikacji nie ma mowy choćby o śladach obiektywizmu. Wspomniana lewica wraz z imigrantami jest zawsze krystaliczna, ale niestety musi żyć w nieprzyjaznym otoczeniu „prawdziwych Greków” uważających się za „centrum cywilizacji”. Oczywiście w związku z tym Sturis nie zająknął się nawet o morderstwie na dwóch greckich nacjonalistach, zastrzelonych z zimną krwią kilka tygodni po śmierci w bójce anarchokomunistycznego rapera posługującego się pseudonimem „Pavlos Fyssas”.
Tytułową „ciemniejszą stroną Grecji” tym samym nie są w żadnym wypadku lewicowcy i anarchiści. Gdy na ulicach pojawia się prawica zawsze mamy do czynienia z zamieszkami oraz atakami na Bogu ducha winnych imigrantów, natomiast w przypadku lewicowych demonstracji nic takiego się nie dzieje. Szkoda, że Sturis przegapił istnienie portali internetowych czy serwisu YouTube, gdzie bez problemu można znaleźć dowody na brutalność skrajnej lewicy.
Ojkofobia zadeklarowanego homoseksualisty jest na tyle silna, że za groźny uważa każdy przejaw patriotyzmu. Począwszy na obchodach 200-lecia greckiej walki o niepodległość, a skończywszy na wspomnianych rolnikach broniących swojej własności. Aby uderzyć w centroprawicowy grecki rząd Sturis jest gotów uwierzyć nawet w propagandę tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, oskarżającego władze w Atenach o zabijanie imigrantów podczas zamieszek na turecko-greckiej granicy.
Wspomniani już parokrotnie imigranci to zresztą ciekawa sprawa. Jak na rasowego lewicowca przystało, Sturis nigdy nie widzi w nich żadnego problemu. Prawosławny Grek jest więc dla niego automatycznie podejrzany, natomiast imigranci z Bangladeszu czy Pakistanu są zawsze pokrzywdzeni, bo na przykład władze Aten nie chcą im otworzyć meczetu z minaretami. Autor omawianej książki co prawda wspomina o zabiciu dla aparatu fotograficznego jednego z mieszkańców greckiej stolicy, ale to dla niego jedynie odosobniony incydent. Wszelkiemu złu zawsze są tak naprawdę winni wyimaginowani „faszyści”.
Narracja „Zachodu słońca na Santorini” obudowana jest wokół procesu liderów Złotego Świtu, ale ponadto często w książce przebija się wątek ojca autora. Sturis ma do niego pretensje za opuszczenie rodziny, co po pewnym czasie staje się bardzo męczące i na dodatek przybiera formy buntu pryszczatego nastolatka, a nie prawie 40-letniego autora.
Trudno było oczekiwać, aby w mainstreamie pojawiła się książka obiektywnie przedstawiająca grecki nacjonalizm i sam Złoty Świt. W tym wypadku mamy jednak do czynienia z publikacją aż do bólu nacechowaną ideologicznie, a w wielu miejscach manipulującą faktami.
M.
Recenzja ukazała się pierwotnie na blogu Europejskie Nacjonalizmy.