Na mocy wchodzącego właśnie w życie nowego prawa, uczelnie działające na terytorium Węgier nie będą mogły wydawać dyplomów z zakresu tak zwanych „gender studies”, dlatego też dokończyć tego typu studia będą mogły już tylko osoby, które rozpoczęły naukę w ubiegłym roku. Zdaniem węgierskich władz w tym przypadku nie mamy do czynienia z nauką, ale ze zwykłą ideologią, zaś dodatkowo na tamtejszym rynku pracy zapotrzebowanie na absolwentów tego kierunku jest zerowe.
Kilka miesięcy temu w węgierskich mediach pojawiły się informacje o grupie nauczycieli akademickich, pracujących nad dodatkowymi prawami dla homoseksualistów i naukami o gender. Niedługo potem centroprawicowy rząd Viktora Orbána przygotował zmiany w przepisach dotyczących uczelni wyższych, zgodnie z którymi z węgierskich uniwersytetów miały zostać wyeliminowane „gender studies”, ponieważ uznano je za ideologię, a nie naukę, porównując dodatkowo ten kierunek do czasów komunistycznych i studiów z zakresu marksizmu-leninizmu.
Dodatkowo węgierskie władze zwracał uwagę na fakt, iż nie istnieje zapotrzebowanie na absolwentów „gender studies” na węgierskim rynku pracy, natomiast tegoroczna rekrutacja na tamtejszych uniwersytetach obnażyła wyjątkowo małą popularność podobnych studiów. Z tego powodu wspomniana pseudonauka nie znalazła się w rządowym dekrecie „o kwalifikacjach, które można zdobywać w szkolnictwie wyższym”, dlatego studia te będą mogli dokończyć już jedynie studenci rekrutowani w tym roku.
Środowiska lewicowo-liberalne uważają z kolei rządowy dekret za naruszenie wolności akademickiej, a także za „ogromną stratę dla węgierskiej społeczności naukowej i demokratycznie nastawionej polityki publicznej”. Przede wszystkim jednak wycofanie „gender studies” jest ciosem w Uniwersytet Środkowoeuropejski w Budapeszcie, ponieważ instytucja należąca do amerykańsko-żydowskiego finansisty Georga Sorosa prowadziła ten kierunek od ponad dwudziestu lat.
Na podstawie: index.hu, yahoo.com.