Wybory parlamentarne na Węgrzech ponownie wygrał centroprawicowy Fidesz. Premier Viktor Orbán przez kolejne cztery lata będzie miał pełnię władzy. Nie tylko nad administracją czy parlamentem, lecz również nad umysłami Węgrów. Przeciwnicy Orbána nazywają go „Viktatorem”, rozwodząc się nad jego autorytarnymi zapędami. Reprezentują oni siły lewicowo-liberalne, stąd w Polsce lider Fideszu cieszy się sporą popularnością, umownej prawej strony. Tymczasem zamiast na złość lewicy manipulować własnym mózgiem, warto mieć świadomość, że podobne zarzuty nie są jedynie propagandowymi kalkami.
Zgodnie z nową ordynacją
Wybory po raz pierwszy odbyły się zgodnie z nową ordynacją. Zgodnie ze zmianami w prawie wyborczym, na Węgrzech nie odbywała się druga tura wyborów, wybierano 199 (106 w jednomandatowych okręgach i 93 z listy krajowej) zamiast 386 posłów, a po raz pierwszy głosować mogła węgierska mniejszość, zamieszkująca kraje ościenne. Kontrowersje wzbudzają jednak inne przepisy. Fidesz zmienił granice okręgów wyborczych na własną korzyść, a także wprowadził obowiązek uprzedniej rejestracji, bez której nie można było wziąć udziału w głosowaniu. Przeciwnicy tego rozwiązania podnosili argument, iż wprowadza ono nie tylko chaos, lecz jest korzystne dla partii rządzącej, potrafiącej odpowiednio zmobilizować swój elektorat. Centroprawica twierdziła, że zapis ten może obrócić się przeciwko Fideszowi, ponieważ patrząc na sondaże, zwolennicy centroprawicy mogli być zbyt pewni zwycięstwa. Warto jednak podkreślić, że Fidesz ma zdolność mobilizacyjną nie tylko dzięki rozbudowanym strukturom, ale również posłusznym mu mediom. Opozycja nie tylko nie mogła liczyć na medialne wsparcie (poza niewielkim wycinkiem sceny medialnej), ale zgodnie z pierwszymi zmianami, zakwestionowanymi przez Komisję Europejską, centroprawica chciała aż ośmiu dni ciszy wyborczej, a także zakazu reklamowania się w mediach prywatnych.
Media na usługach władzy
Pozycja Fideszu wynika z dominacji medialnej tej partii. Orbán może liczyć na wsparcie kilku kanałów państwowej telewizji i radia, a także na większą część prywatnych nadawców. Poza tym po stronie rządu opowiadają się dwa dzienniki i dwa tygodniki, które dzięki temu otrzymują reklamy od państwowych spółek, a także biznesmenów chcących pozostać w dobrych relacjach z władzą. Uzależnienie mediów od polityków i związanego z nimi biznesu, wpływają oczywiście na ich przekaz. W stacjach radiowych i telewizyjnych, a także gazetach, próżno szukać jakiejkolwiek krytyki Fideszu. Informacje mogące zagrozić poparciu partii rządzącej, nie pojawiają się na pierwszych stronach gazet i ich stron internetowych, ginąc w zalewie wiadomości przedstawiających Fidesz w jak najlepszym świetle. Przykładem mogą być pojawiające się niekiedy negatywne wskaźniki gospodarcze, a także elementy polityki Fideszu, które mogą nie spodobać się jego elektoratowi. Przykładem mogą być pozytywne relacje centroprawicy z mniejszościami cygańską i żydowską, a także ubiegłoroczna wizyta Orbána w Rosji. Na rok przed podpisaniem umowy o rozbudowie elektrowni atomowej w Paks, szef węgierskiego rządu odwiedził Rosję, chwaląc Władimira Putina i negocjując szereg umów gospodarczych. News o tej wizycie pojawił się na pierwszych stronach opozycyjnych gazet, lecz nie był wartościową informacją dla mediów prorządowych, bowiem elektorat Fideszu był negatywnie nastawiony do Rosji.
Nad odpowiednim przekazem mediów pracują osoby usłużne rządzącym. Szefem państwowej telewizji jest dawny konferansjer z wieców Fideszu, nad linią dziennika „Magyar Hirlap” czuwa bliski przyjaciel Orbána, redaktorem naczelnym tygodnika „Heti Valasz” jest były rzecznik pierwszego rządu Fideszu, a szefem tygodnika „Magyar Demokrata” jeden z liderów ruchu obywatelskiego, wspierającego węgierskiego premiera. Ład medialny na Węgrzech symbolizować może jeden z ostatnich wstępniaków „Demokraty”, którego tytułu „Głosujmy na Fidesz”, nie trzeba nawet komentować. Igor Janke, autor książki „Napastnik” poświęconej Orbánowi, przytoczył zresztą rozmowę z jednym ze znanych węgierskich publicystów. Stwierdził on, że członkom rządu można jedynie czasem zadać trudniejsze pytanie…
Obrońca mniejszości, przeciwnik nacjonalistów
W Polsce nie pojawiają się natomiast doniesienia, sugerujące negatywny stosunek Fideszu do kłopotliwych mniejszości, zamieszkujących Węgry. Centroprawica pozostaje bowiem z nimi w dobrej komitywie. W ramach Fideszu działa platforma społeczności cygańskiej, a jej członek był pierwszą osobą tego pochodzenia, która zasiadła w Parlamencie Europejskim. Orbán spotykając się z parlamentarzystami Jobbiku na początku swojej kadencji w 2010 roku, zapowiedział represje wobec Gwardii Węgierskiej (Magyar Garda), właśnie z powodu jej walki z cygańskimi przestępcami. Według doniesień Jobbiku oraz lewicowego tygodnika „HVG”, podczas wyborów dochodziło do przekupywania Cyganów, którzy w zamian za pieniądze bądź zakupy, głosowali właśnie na Fidesz.
Węgierski premier spotyka się także często z przedstawicielami społeczności żydowskiej, a Fidesz od 2005 roku jest oficjalnym sojusznikiem izraelskiego Likudu, premiera Benjamina Netanhaju. Ostatnio Orbán przejechał się na uległości wobec Żydów, którzy zrezygnowali z uczestnictwa w rządowych obchodach Roku Pamięci o Holocauście. Nie spodobał im się bowiem projekt pomnika ofiar niemieckiej okupacji, nie wspominający o współudziale społeczeństwa węgierskiego w zagładzie Żydów. Tym niemniej w zeszłym roku premier Węgier był gościem zjazdu Światowego Kongresu Żydów w Budapeszcie, gdzie zapowiadał walkę z „antysemityzmem”.
Jednocześnie Orbán zwalcza konsekwentnie nacjonalistów. Policja na każdej manifestacji ma problem z umundurowaniem Magyar Gardy, a także zabezpiecza szczelnie paradę homoseksualistów w centrum Budapesztu, stosując obostrzenia większe niż za rządów socjalistów. Jednocześnie należący do Fideszu burmistrz Budapesztu, wyrzucił z centrum miasta manifestację z okazji Dnia Honoru. Choć w tej kampanii wyborczej centroprawica zamiast atakować, przemilczała nacjonalistów, najprawdopodobniej Fidesz będzie musiał zmienić swoją taktykę. Partia Orbana stale traci zwolenników i dzięki temu zyskują właśnie nacjonaliści.
Prywatny folwark
Orbán korzystając z pełni władzy, załatwia prywatne interesy swoje i swoich kolegów, tworząc nową oligarchię. Najwięcej zwycięskich przetargów państwowych na swoim koncie ma spółka Közgép, której szefem jest Lajos Simicska, przyjaciel węgierskiego premiera i dawny działacz Fideszu. Według doniesień medialnych ze stycznia tego roku, Közgép w ciągu ostatnich czterech lat, zarobił prawie 2,5 miliarda dolarów na państwowych zleceniach. Do Simicski należy też prawie 500 narodowych sklepów tytoniowych (koncesje przyznawane są głównie osobom związanym z Fideszem), a także nośniki bilboardowe, co powodowało, że opozycja miała problem z rozreklamowaniem swoich propozycji.
Fidesz korzysta również z kontrolowania państwowych przedsiębiorstw. Wykupują one reklamy w prorządowych mediach prywatnych, zapewniając im finansowanie, bardzo potrzebne z racji małego węgierskiego rynku medialnego. Państwowe spółki finansują także futbolowe inicjatywy Orbána, takie jak pierwszoligowa drużyna Puskas Akademii, która już niedługo rozpocznie grę na nowym stadionie. Obiekt wzbudza kontrowersje, bowiem będzie mógł pomieści prawie 4 tysiące osób i powstaje kilkadziesiąt metrów od domu węgierskiego premiera, znajdującego się w dwutysięcznym Felcsut.
Zwrot ku Brukseli?
Fidesz ponownie będzie miał konstytucyjną większość, jednak zdaje się, że wszystkie poważne zmiany przeprowadził już w mijającej kadencji. Ostatnie wypowiedzi Orbána wskazują, iż będzie chciał ocieplić swoje relacje z Unią Europejską, co wraz ze wzrostem nastrojów eurosceptycznych na Węgrzech, nie było możliwe przed wyborami, ponieważ kosztowałoby Fidesz stratę głosów. Po wyborczym zwycięstwie, premier Węgier powiedział, że tym głosowaniem Węgrzy udowodnili, iż są częścią UE, a kraj nie może istnieć bez Brukseli. Szef rządu Węgier jest uważany za eurosceptyka, jednak wycofał się z większości kontrowersyjnych zmian, a część z tych które udało mu się wprowadzić… właściwie nic nie zmieniają. Symbolem obłudnego charakteru władzy „Viktatora”, jest kwestia wartości chrześcijańskich wpisanych do konstytucji – na Węgrzech dalej można legalnie dokonać aborcji, a także zawrzeć homoseksualny związek partnerski. Trudno więc zachwycać się nowym-starym premierem Węgier…
MM