Podczas gdy w całej Europie nasilają się represje wobec nacjonalistów, a przejawy dumy i tożsamości są konsekwentnie tłumione, część środowisk prawicowych i narodowych w Polsce (choć nie tylko) skupia się na zupełnie innych „problemach”. Przeglądając fejsbukowe strony czy profile ludzi związanych z tymi środowiskami rzadko kiedy można natrafić jakiekolwiek przejawy troski o europejskie dziedzictwo. Za to nie będziemy mieli problemu odnaleźć w krótkim czasie kilkudziesięciu wezwań o odbicie Lwowa, inwazję na Wilno czy podbój Kowna. Nie zabraknie też pomyj wylewanych na Czechów za zabranie Zaolzia czy nienawiści do Słowaków za agresję wobec Polski w 39r. Na pewno natkniemy się na kilka „ciepłych” słów o wschodnich sąsiadach – „odwiecznym wrogu”. Być może będziemy mieli okazję zobaczyć jak daleko nasze granice powinny sięgać na zachodzie. Znajdziemy pewnie kilka obelg pod adresem niesłownych sojuszników, chociaż to zdarza się zdecydowanie rzadziej z racji naszych kompleksów w stosunku do wszystkiego co zachodnie. Ale już wszystko co leży na wschód od nas zasługuje na największą pogardę i nienawiść.
Czytając groźne posty na wielu narodowych stronkach może wydawać się, że właśnie to są największe problemy Polski w XXI w. Nie ma znaczenia bezrobocie, wyzysk, kompletnie zrujnowana gospodarka, wysprzedany przemysł. O nie! Prawdziwą bolączką są zagrabiony Lwów, Wilno i Zaolzie. Nie ma znaczenia stan polskiego wymiaru sprawiedliwości, bezkarność służb mundurowych. Mało kogo obchodzą przeciskane bocznymi drzwiami ustawy. Natomiast nieporównywalnie ważniejsze są wydarzenia sprzed kilkudziesięciu czy kilkuset lat. Dochodzi nawet do tak absurdalnej sytuacji, gdzie polscy nacjonaliści są krytykowani za utrzymywanie kontaktu ze słowackimi aktywistami. Jeszcze zabawniejsza jest sytuacja, gdy organizacja określająca się jako narodowo-radykalna, chcąc przypodobać się opinii publicznej, pokazać swoją otwartość i brak uprzedzeń zaprasza czarnoskórych księży na swoje akcje, a jednocześnie stronę najbliższych sąsiadów wysuwa żądania terytorialne i odnosi się zdecydowanie wrogo.
Takie podejście sprowadza polski ruch narodowy (i nie mówię tutaj tylko o RN jako partii) do nędznego kabaretu, teatrzyku dla zaspokojenia swoich kompleksów i fobii. Czy naprawdę przeciętny człowiek czeka, aby móc walczyć o odebranie naszym sąsiadom chociaż kawałka ziemi? Czy naprawdę zwykły „Kowalski” pragnie poświęcić życie w walce o historyczne granice? Mi wydaje się jednak, że wolałby zrobić to w walce o godne życie, bez strachu o następny dzień, bez strachu, że w każdej chwili może stracić możliwość nawet tego niskiego zarobku, że pewnego dnia nie będzie miał za co spłacić kredytu.
Dopóki większość narodowców nie zacznie odróżniać państw od narodów, systemów od ludzi, a postaci historycznych od całych społeczeństw, dotąd ruch będzie przypominał jedynie marną komedię. Nie trzeba zapominać, ani pomijać historii, trzeba tylko patrzeć w przyszłość z perspektywy współczesnego człowieka. Nie trzeba ignorować problemów i konfliktów z niej wynikających, trzeba tylko odpowiedzieć sobie na pytanie: czy powinniśmy stawiać je przed współczesnymi zmartwieniami?
I. (Radykalne Południe)
Zobacz również:
– Nacjonalizm wobec szowinizmu
– Wróg realny i urojony