Stany Zjednoczone zarzucają naszemu państwu nieprzestrzeganie praw człowieka i naruszanie zasad wolności słowa. Według Departamentu Stanu USA wątpliwości budzi zwłaszcza zatrzymywanie dziennikarzy, którzy chcieli relacjonować kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Poza tym w swoim raporcie przypomina on o procesach sądowych wobec lewicowo-liberalnych aktywistów.
Każdego roku amerykański Departament Stanu publikuje analizę dotyczącą stopnia przestrzegania praw człowieka na całym świecie, realizując w ten sposób polecenie Kongresu Stanów Zjednoczonych. Zazwyczaj składa się on z opinii dotyczących wolności mediów, dyskryminacji mniejszości etnicznych i religijnych czy przestrzegania praw pracowniczych.
W tegorocznym raporcie Departament Stanu USA sporo miejsca poświęca naszemu krajowi. Zarzuca on Polsce przede wszystkim naruszenia w zakresie wolności słowa. Przypomina głównie o ograniczeniach związanych z kryzysem na polsko-białoruskiej granicy, gdy wprowadzono na niej stan wyjątkowy i wprowadzono restrykcje odnoszące się do zasad poruszania na terenie przygranicznym.
Amerykanie wyszczególnili zresztą przypadki wzbudzające ich największe wątpliwości. Chodzi więc głównie o skucie i zwyzywanie trzech fotografów w jednej ze wsi, a także zatrzymanie reporterów francusko-niemieckiej telewizji ARTE, niezgodnie z prawem przebywających na terenie objętym wspomnianym stanem wyjątkowym.
Nie obyło się też bez przypomnienia o problemach z przedłużeniem koncesji dla stacji TVN, należącej zresztą do amerykańskiego koncernu Discovery. Departament Stanu USA przywołał więc wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, według którego Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji właśnie w tej sprawie naruszyła prawo.
Waszyngton zwrócił również uwagę na procesy wytaczane lewicowo-liberalnym aktywistom. Chodzi mianowicie o proces pisarza Jakuba Żulczyka za obrażanie prezydenta Andrzeja Dudy oraz postawienie zarzutów feministce Marcie Lempart, która miała znieważyć funkcjonariuszy Straży Granicznej.
Na podstawie: wprost.pl, rp.pl.