Na początku tekstu, a właściwie luźnych przemyśleń na temat obecnej sytuacji, związanej z wojną na wschodzie, muszę zaznaczyć, że moje zastrzeżenia, gdy poruszam sprawy okołoukraińskie, nie są skierowane przeciw Ukraińcom, a przeciw opcji amerykańsko–żydowskiej, administrującej obecnie w tzw. „Polsce”. Niestety, w epoce medialnej, myślenie zerojedynkowe jest dość powszechne i lepiej zawczasu poczynić owe zastrzeżenia, żeby nie narazić się na posądzenie o bycie „ruską onucą”.
Do rzeczy. Ukraina heroicznie broni się przed rosyjską agresją, walcząc również za naszą sprawę, bo nie sądzę, żeby znalazł się ktoś pragnący dzielić wschodnią granicę z Federacją Rosyjską bądź Lwowską Republiką Ludową – co i tak wychodziłoby na to samo.
Pomoc, jaka jest udzielana z Polski i przez Polaków dla narodu ukraińskiego jest ogromna i bezprecedensowa. Nawet nieprzychylne naszemu państwu media zachodnioeuropejskie piszą o „humanitarnym imperium”. Broń, sprzęt, żywność, lekarstwa, krew, chemia, kosmetyki, ochotnicy walczący po stronie ukraińskiej, a przede wszystkim przyjęcie ogromnej liczby uchodźców w przygotowanych wcześniej miejscach, jak również przez zwykłych ludzi w swoich domach świadczą o naszej empatii i solidarności ze wschodnim sąsiadem.
Na drugim biegunie są działania administracji państwowej, wykraczające daleko poza ramy pomocy humanitarnej. I nie można przejść obok tego obojętnie, rzucając „to nie pora o tym myśleć”, bo temat jest dość żywy w polskich rodzinach. Co oferuje państwo poza dachem nad głową? Otóż jednorazowe zapomogi w wysokości 300 lub 500 zł, udział w programie 500 plus, otwarcie rynku pracy, dostęp do leczenia na analogicznych zasadach jak dla Polaków i kilka pomniejszych. Są to przywileje, które opłaci państwo polskie, czyli de facto my jako podatnicy, w momencie permanentnych wzrostów cen i niepewności wywołanej wojną. I tu pojawia się kilka kwestii.
W 2012 roku rząd tak tłumaczył niemożność sprowadzenia repatriantów do kraju: „W ocenie rządu całkowity koszt świadczeń dla jednego repatrianta mógłby więc wynieść nawet ok. 123 tys. zł (bez kwoty na pomoc mieszkaniową). Przesiedlenie do Polski tylko obecnie oczekujących na repatriację posiadaczy promes wiz repatriacyjnych zarejestrowanych w bazie danych „Rodak” – a więc ok. 2,8 tys. osób (1850 rodzin) – oznaczałoby konieczność wydania z budżetu państwa co najmniej 716 mln złotych przez pierwsze 2 lata funkcjonowania ustawy. W ocenie Rady Ministrów to zdecydowanie za dużo.” Nie było 716 mln złotych dla Polaków, a skąd teraz wziąć o wiele większe pieniądze dla o wiele liczniejszej grupy obcokrajowców? Mowa jest o 10 mld złotych.
Kwestią drugą jest dostęp do leczenia – przez ostatnie 2 lata Polacy byli jej pozbawieni, stąd nadmiarowa liczba zgonów, których było ok. 100 tys. Oficjalnym powodem był Covid–19. Teraz wajcha została przestawiona na tory wojenne i masy ludzi, przechodzące przez granicę nie są poddawane testom, nie sprawdza się certyfikatów szczepionkowych, nie ma mowy o zagrożeniu kolejną, zabójczą mutacją koronawirusa. Już chyba tylko ludzie, których mózg i rozsądek odjechały dawno temu z biletem w jedną stronę mogą wierzyć, że „pandemia” była czymś więcej jak tylko operacją przeprowadzoną dla uzyskania jakichś celów przez władze. Czy teraz wszyscy czekający na niezbędne dla życia zabiegi znowu będą mieli je przełożone, bo służba zdrowia przestawi się na pomoc innym?
Pytania te już padają w codziennych rozmowach, a skutki tak szeroko idącej pomocy mogą być zarzewiem konfliktu w przyszłości między Polakami a Ukraińcami. Zastanawiające jest, że partia, która wszem i wobec nazywa wszystkich „ruskimi onucami”, podejmuje działania będące wodą na młyn kremlowskiej propagandy w momencie, kiedy jest szansa, żeby wciąż żywe rany z okresu 2 wojny światowej choć trochę się zabliźniły i zbliżyły do siebie 2 narody połączone wspólną historią. I z pewnością cynicznie zdają sobie sprawę z tego, że tak będzie. Czyżby PiS był partią opłacaną z Kremla? ;)
Ciekawą rzeczą jest też skład narodowościowy na granicy. Z relacji wolontariuszy i mieszkańców przygranicznych miejscowości możemy się dowiedzieć, że znaczną część uchodźców stanowią osoby o kolorze skóry, który na potrzeby tego tekstu nazwiemy „przykurzonym”. Ukrainki wraz z dziećmi były wypychane z pociągów jeszcze po stronie ukraińskiej, w ośrodkach siedzą po kątach, bo najlepsze miejsca są zajmowane przez kolorowych mężczyzn, żądających ciepłych posiłków i opieki medycznej. Wstydem dla Polski jest, by te grupy siały terror, a osoby, dla których pomoc jest przeznaczona, bały się cokolwiek zrobić. Skąd się wzięli ci dżentelmeni na granicy? Owszem, prawdą jest, że na Ukrainie przebywali studenci z różnych państw, ale samolotami z terenu Polski wrócili do swoich ojczyzn. Głównie to Hindusi, Turkmeni, Uzbecy. Co z pozostałymi? Są przewożeni do ośrodków po całym kraju i spore grupy zaczynają już spacerować po ulicach naszych miast. Jeżeli nie wyjadą na Zachód, to najzwyczajniej w świecie zrobi się niebezpiecznie, a przedsmak tego można było zobaczyć na ulicach Przemyśla: zaczepianie kobiet, kradzieże, czyli wszystko to, co znamy z zachodniej Europy. W tym miejscu należą się brawa kibicom z Podkarpacia, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i zapewnili bezpieczeństwo mieszkańcom przy zupełnej bezczynności służb (ciężko oczekiwać od 20 – letnich, przestraszonych dziewcząt z policji, żeby opanowały hordę kolorowej dziczy). Jaka była reakcja mediów? Obronę Polaków nazwano putinowską prowokacją i nawet na kibicowskich forach były osoby podtrzymujące tę tezę. Z wrodzonej dobroci serca nie wymienię nazw klubów. Nie trzeba mieć znajomych w Przemyślu, żeby wiedzieć, co się działo – w tym czasie na granicy przebywało wielu wolontariuszy z całego kraju. Opieranie wiedzy na relacjach medialnych nie jest zbyt dobrym pomysłem, co wydawałoby się do niedawna oczywiste.
Po co była szopka na granicy polsko – białoruskiej, skoro teraz masy inżynierów już są w naszym kraju? Osobiście uważam, że były to kolejne igrzyska patriotyczne zorganizowane przez władzę. PiS do perfekcji doprowadził wyciąganie na wierzch ważkich spraw pod pozorem ich obrony. Tak było z imigrantami, aborcją, prawem medialnym. Ciżba dostała swoje igrzyska na jakiś czas, a później wszystko wracało do normy. Przecież do władzy doszli na sprzeciwie wobec kwot imigrantów narzucanym nam przez UE. Gdy władzę już osiągnęli, zaczęliśmy bić rekordy w ilości przyjeżdżających do nas obcokrajowców. Już wtedy powinny otworzyć się oczy na hipokryzję tego ugrupowania.
Wrzucając jeszcze kamyczek do koszyczka rządzących, okazało się, że w specustawie jest zapis o bezkarności urzędników w okresie pandemii, w internecie nazywany „bezkarnością plus”. WHO pracuje nad „Globalnym traktatem pandemicznym”. Dzieje się wiele ciekawych rzeczy, które niekoniecznie są związane z wojną, a jak wiemy, władza lubi w czasie igrzysk forsować korzystne dla siebie, a niekorzystne dla zwykłych ludzi ustawy/rozporządzenia. Warto spoglądać jej na ręce.
A my, w oparach medialnego absurdu, gdy tłum jest pod wpływem emocji, husaria nienawidzi wszystkiego, co rosyjskie, nie dajmy się zwariować. Skrajności są paradoksalnie bliżej siebie niż środka, dlatego jutro husaria może nienawidzić Ukraińców. Potrzeba nam w tym momencie chłodnego spojrzenia, bo jako naród nie możemy po raz kolejny wyjść na tej zawierusze jak przysłowiowy już Zabłocki na mydle. Pomagajmy, bo Ukraińcy na pomoc zasługują i jej potrzebują, ale róbmy to mądrze.
Sława Polsce, Sława Ukrainie, Sława Białej Europie.
W.
Zobacz również: