Według raportu, grupy określane jako skrajnie prawicowe (jak łatwo się domyślić – chodzi o nacjonalistów) odznaczają się największą aktywnością we wschodnich Niemczech. Zdaniem ministra Friedricha, organizacje o tym profilu mogą zrzeszać nawet 25 tysięcy członków, chociaż w raporcie z zeszłego roku liczba ta była niższa o blisko 7 tysięcy.
Z kolei opisane w raporcie grupy skrajnie lewicowe, zdaniem ministrów i służb państwowych, mogą liczyć do 32 tysięcy, z czego około 6 tysięcy to ludzie gotowi do stosowania przemocy. Jako przykład skrajnie lewicowej przemocy, w raporcie kilkakrotnie przywoływany jest wątek blokad dla organizowanego przez nacjonalistów marszu żałobnego w Dreźnie, 19 lutego bieżacego roku.
Na koniec minister Hans-Peter Friedrich przedstawił zapisy monitorujące działalność grup muzułmańskich. Zdaniem ministerstwa w Niemczech istnieje zagrożenie islamskim terroryzmem, czego przykładem może być marcowy zamach na lotnisku we Frankfurcie, gdzie 21-latek pochodzący z islamskiego quasi-państwa Kosowo, zastrzelił dwóch amerykańskich żołnierzy, a dwóch kolejnych ciężko ranił. Dane zebrane przez niemieckie ministerstwo spraw wewnętrznych mówią o 29 islamskich organizacjach działających na terenie Niemiec, które mogą zrzeszać ponad 37 tysięcy osób.
I choć wydawałoby się, że przedstawiony jako ostatni zapis działalności grup muzułmańskich może budzić największe obawy, niemieccy ministrowie zamykając obrady Federalnego Urzędu Konstytucji zgodnie stwierdzili, iż państwowe służby muszą zacieśnić działania w sprawie walki ze „skrajnie prawicową i skrajnie lewicową przemocą”.