Polityczna poprawność w Niemczech posunęła się tak daleko, iż zaczyna zagrażać nawet tamtejszym liberałom. Federalny Związek Liberalnych Grup Studenckich alarmuje bowiem, że zagrożona jest wolność słowa na niemieckich uniwersytetach, ponieważ w zeszłym tygodniu po jednej z konferencji pobity został jeden z chadeckich działaczy, który miał zostać napadnięty przez zamaskowanych przedstawicieli skrajnej lewicy.
Federalny Związek Liberalnych Grup Studenckich (LHG) jest studencką organizacją związaną z liberalną Wolną Partią Demokratyczną (FDP) i od 1987 roku skupia pod sobą kilkadziesiąt grup rozsianych po niemal wszystkich niemieckich uniwersytetach. Jak dotąd liberałowie nie mieli problemu z korzystaniem z wolności słowa, ale zdaniem szefa organizacji, Johannesa Dallheimera, powoli ta sytuacja zaczyna się zmieniać. Urodzony w Meksyku działacz FDP rozesłał drogą mailową specjalny list z tego powodu.
Dallheimer apeluje w nim do liberalnych działaczy, aby po zmroku nie przebywali samemu na kampusach już po zakończeniu pracy grup studenckich i w miarę możliwości opuszczali tereny uniwersytetów w grupach. To reakcja na wydarzenia z ubiegłego czwartku, gdy w Hamburgu na terenie uczelni zaatakowany został wracający z konferencji działacz jednego ze stowarzyszeń związanych z Unią Chrześcijańsko-Demokratyczną (CDU), który miał zostać pobity przez aktywistów skrajnej lewicy.
Niemieccy liberałowie uważają, iż działania lewicowych ekstremistów jasno pokazują, że zagrożona jest nie tylko wolność słowa, ale także fizyczne bezpieczeństwo osób nieidentyfikujących się z prężnie działającymi grupami radykałów.
Na podstawie: jungefrehieit.de.