Reportaże i opracowania poświęcone terroryzmowi, obecnie przede wszystkim w wydaniu Państwa Islamskiego, można znaleźć nawet na półkach w sieciach hipermarketów. W zalewie dziesiątek podobnych publikacji wyróżniają się jednak „Narodziny globalnego dżihadu” Jerzego Rohozińskiego, ponieważ autor nie goni za tanią sensacją, ale dokładnie opisuje proces powstawania radykalnych grup muzułmańskich. Dodatkowo za ich rozrost winiąc przede wszystkim intrygi państw zachodnich, które sięgają jeszcze czasów kolonialnych.
Niemal każdy temat będący „na czasie” jest dobrą okazją do zarobku dla licznych wydawnictw. Tak było chociażby przed trzema laty, kiedy półki księgarskie uginały się pod publikacjami poświęconymi rewolucji na Ukrainie, choć niestety tylko niewielka część z nich była rzeczywiście godna uwagi. Podobnie jest obecnie, gdy wydawnictwa prześcigają się w oferowaniu czytelnikom różnego rodzaju książek poświęconych terroryzmowi oraz radykalnemu islamowi. Na łamach naszego portalu recenzowaliśmy dotąd tylko jedną z nich, czyli „Państwo Islamskie. Geneza nowego kalifatu” francuskich autorów Oliviera Hanne i Thomasa Flichy de la Neuville, które wydaje się być najlepszym opracowaniem poświęconym współczesnym zagadnieniom ekstremizmu islamskiego i związanej z nim działalności terrorystycznej.
„Narodziny globalnego dżihadu” dotyczą natomiast dużo dalszej przeszłości, bowiem ich narracja kończy się jeszcze przed powstaniem Al-Kaidy, czyli protoplasty współcześnie znanych muzułmańskich organizacji terrorystycznych. Autor książki zajmuje się przede wszystkim samymi narodzinami radykalnego islamu i przedstawia jego źródła mające swój początek jeszcze w średniowiecznych reakcjach m.in. na działalność bogatych Ormian działających na terenie Bliskiego Wschodu. Rohoziński nie kreśli jednocześnie jedynej słusznej wykładni pojęcia dżihadu, ponieważ jego definicja jest zależna od poszczególnych odłamów religii mahometańskiej, uwarunkowań etnicznych na danym rejonie, czy też celów stawianych sobie przez przywódców ruchów walczących w głównej mierze z kolonializmem.
Autor przede wszystkim nie ukrywa, że jest zwolennikiem niektórych teorii spiskowych, które w wielu przypadkach mają zresztą swoje potwierdzenie w dawnych raportach wywiadowczych. Rohoziński pokazuje więc jak muzułmanie byli wykorzystywani przez imperia kolonialne i używani do politycznych rozgrywek między europejskimi mocarstwami bijącymi się o wpływy na terenach Afryki Północnej czy Bliskiego Wschodu. Czasami można jednak odnieść wrażenie, iż autor nie pałając szczególną sympatią do wyznawców islamu zrzuca wszelką odpowiedzialność za powstanie ruchów dżihadystycznych na państwa zachodnie, które oczywiście przyczyniły się do ich powstania, ale bez określonych uwarunkowań religijnych nie byłoby możliwe zdobycie przez nich tak dużej liczby zwolenników.
Publikacji można zarzucić również daleko idącą szczegółowość, ale całość mimo pewnych niedociągnięć czyta się naprawdę płynnie, dlatego nie pozostaje nic innego jak polecić „Narodziny globalnego dżihadu” każdej osobie chcącej zrozumieć genezę ruchów islamistycznych. Zwłaszcza, że za ich rozwój w dużej mierze są odpowiedzialne państwa zachodnie chcące w tej chwili zmusić Polskę i inne kraje naszego regionu do wzięcia odpowiedzialności za ich błędy.