Zaledwie niecały miesiąc potrwała wprowadzona przez Litwę blokada tranzytu z głównego terytorium Rosji do obwodu kaliningradzkiego. Litewski rząd dostosował się tym samym do polecenia Komisji Europejskiej, która nakazała odblokowanie regionu. Zdaniem władz w Wilnie, zniesienie sankcji jest krokiem wstecz, ale muszą one brać pod uwagę oczekiwania swoich sojuszników.
Z dniem 17 czerwca Litwa wprowadziła ograniczenia dotyczące importu i eksportu towarów przez obwód kaliningradzki. Zablokowała w ten sposób możliwość tranzytu produktów do tego regionu poprzez swoje terytorium. Ponownie do rosyjskiej enklawy będą więc mogły być transportowane cement, alkohol, węgiel i różnego rodzaju produkty naftowe.
Litewski rząd twierdził wówczas, że poprzez blokadę obwodu kaliningradzkiego realizuje sankcje nałożone na Rosję przez Unię Europejską. Szybko pojawiły się jednak doniesienia o kontaktach między Brukselą a Wilnem, mających na celu złagodzenie restrykcji wprowadzonych przez litewskie władze.
Ostatecznie Komisja Europejska opublikowała w środę swoje zalecenia dotyczące tranzytu do rosyjskiej enklawy. Uznała ona, że nałożony przez nią pakiet sankcji nie obejmuje transportu towarów z głównej części Rosji do obwodu kaliningradzkiego za pośrednictwem terytorium Litwy.
Centroprawicowy rząd Ingridy Šimonytė na polecenie Brukseli zniósł więc blokadę regionu. Przedstawiciele władz w Wilnie twierdzą, że uczyniły to z powodu konieczności brania pod uwagę opinii wyrażanych przez swoich sojuszników. Izolacja Litwy na arenie międzynarodowej byłaby bowiem „zwycięstwem Kremla”.
Sama szefowa rządu podziękowała unijnym instytucjom za prowadzenie konsultacji z przedstawicielami litewskich władz. Bruksela nie jest bowiem zobowiązana do słuchania opinii wyrażanych przez państwa członkowskie UE.
Na podstawie: lrytas.lt, interia.pl, 15min.lt.