Już wkrótce 1 maja, Święto Pracy, a w zasadzie święto od pracy, jeden z najbardziej lubianych długich weekendów, czas odpoczynku wielu Polaków. Dla nas, nacjonalistów, już od 4 lat to czas pierwszomajowego pochodu. Pochodu prawdziwie oddolnego, spontanicznego. Pochodu, na którym poruszane są najbardziej palące problemy naszego narodu. Nie jest to, niestety, jakbyśmy chcieli święto radosne, święto będące pewnym wyrazem wdzięczności i solidarności dla ludzi pracy pracujących dla dobra całej wspólnoty. Niestety, dziś ta praca ma zupełnie inny wymiar.
Zwykły pracownik pracuje po to, by zapewnić egzystencję sobie i swojej rodzinie, nikt nie patrzy na pracę w kontekście narodu, budowy nowej, lepszej przyszłości, wszystko stało się szare, przyziemne, wymagające jeszcze więcej samozaparcia i cierpliwości, aby znosić trudy. W opozycji do pracowników są kapitaliści posiadający środki produkcji – to do nich, a nie do całej wspólnoty trafiają owoce pracy, ten mały procent społeczeństwa zbiera efekty wysiłku innych. Praca służy więc tej małej grupie ludzi, grupie ciągle narzekającej na państwo, które ich ciemięży, na małą wydajność swoich pracowników, nie zauważając kto tu naprawdę jest wyzyskiwaczem i złodziejem.
Kapitalizm – system, w którym efekty pracy nie są właściwie dzielone, jest systemem z gruntu złym i niesprawiedliwym. Jakkolwiek byśmy go nie reformowali to system, w którym podstawą jest indywidualizm nie jest możliwy do pogodzenia ze wspólnotowością nacjonalizmu. Nie do zaakceptowania dla nacjonalisty jest sytuacja, w której wąska grupa żeruje na całym narodzie. W dyskursie nacjonalistycznym, większość głosów potępia zagraniczny kapitał, głosząc postulaty a to jego nacjonalizacji, a to obłożenia go wysoce represyjnym systemem podatkowym, albo też wyparciem go przez polski kapitał. Gloryfikowany jest za to, w większości przypadków, polski kapitalista kreowany na wzór do naśladowania jako człowiek sukcesu i wielki patriota. Kapitalista obojętnie od narodowości lub jej braku pozostanie zawsze kapitalistą, więc dla nas pozostanie i tak wrogi. Wielu obrońców rodzimego kapitalizmu wyciągnie tu argument podatków, owszem, ci polscy kapitaliści zazwyczaj płacą podatki tutaj, chyba że stają się na tyle wyrafinowani i sprytni, by transferować swoje zyski zagranicę. Ci mniej sprytni zadowalają się zazwyczaj prostszymi i mniej wydajnymi sposobami na zmniejszenie swoich obciążeń podatkowych. Jednak ciągle zysk trafia do wąskiej grupy ludzi, ciągle panuje wyzysk, ciągle owoce pracy całego narodu nie trafiają do tegoż właśnie narodu. Polski kapitalizm też jest zły, nie różni się niczym od dominacji obcych firm, no chyba że warunkami pracy dla pracowników – niestety, dużo lepsze warunki pracy i płacy są w zagranicznych korporacjach niż w polskich średnich a szczególnie i małych firmach, gdzie poziom wyzysku i niewolnictwa sięga zenitu.
Wielu rodzimych „antykapitalistów”, marzy o wyrzuceniu obcego kapitału z naszego kraju i zbudowaniu wszystkiego w oparciu o polski, prywatny kapitał, jednak to z antykapitalizmem wiele wspólnego nie ma. Albo się walczy z tym systemem na różnych płaszczyznach, tak by trafić do świadomości społeczeństwa i zmusić je do refleksji albo ogranicza się do tradycyjnego już narzekania, że wszystko jest winą obcych, a gdy już ich nie będzie to polscy kapitaliści szybko zaprowadzą tu dobrobyt, zniknie wyzysk, zapanuje sprawiedliwość, zaś rodak nigdy nie oszuka rodaka. Zrzucanie całej winy na obcych i szukanie na siłę własnych zalet to też w końcu nasz narodowy sport. Zmiany wymaga bowiem cały system, obojętne jest czy właścicielem będzie Polak czy obcy, dalej będzie to kapitalizm i nie zmienią tego jakiekolwiek zaklęcia o patriotyzmie konsumenckim.
Środki produkcji muszą znaleźć się w rękach narodu, nie jest to przecież dziwne, skoro naród jako wspólnotę uznajemy za najwyższą wartość. Taki stan rzeczy pozwoli na sprawiedliwe, przemyślane i planowe rozdzielenie efektów pracy członków narodu. Jeśli tego nie zaakceptujemy, nie podejmiemy działań mających na celu urzeczywistnienie tego celu to ciągle będziemy niewolnikami w kapitalistycznej machinie, która obojętnie od narodowości kapitału tak samo niszczy najważniejszą przecież dla nas wspólnotowość. Machinie, dla której wartością nie jest naród, nie człowiek, a tylko i wyłącznie zysk. Machinie, która wykorzystując ludzkie wady, egoizm i chciwość, utrzymuje setki zawodów, które nie są potrzebne społecznie. Zastanówmy się chwilę, po co jest większość zawodów choćby z sektora finansowego czy sektora reklamy i marketingu? Czy praca tych ludzi daje coś realnie społeczeństwu? Nie, dla narodu nie jest potrzebna, potrzebna jest za to dla panującego systemu, który takimi metodami wprowadza finansowe niewolnictwo konsumpcjonizmu i kultu pieniądza. Człowiek mógłby pracować mniej, mieć więcej czasu na to, co jest sednem życia, a nie poświęcać siły i zdrowie na nużące go zajęcia. Nie dajmy sobie wmówić, że człowiek żyje po to, by tylko zapewnić sobie środki na egzystencję, nie można zapomnieć o rozwoju czy samospełnieniu.
Kluczem do zmiany obecnej sytuacji jest świadomość. Świadomość, wpierw nas, nacjonalistów, rewolucjonistów. Świadomość, którą sami wykuwamy poprzez rozwój własnej osoby, własnego intelektu, wiedzy, charakteru. I świadomość, którą musimy zanieść do ludzi. Pokazać, że są inne drogi, w których dobro wspólne jest efektowne, działa, rozwija się i nie prowadzi do marazmu, a daje wolność. Bo system, w którym własność będzie należała realnie do narodu wymaga ogromnej świadomości, odpowiedzialności, jednak jest to możliwe, ludzie potrafią się zjednoczyć dla wspólnego dobra. Nie może to być w żaden sposób narzucone – sami ludzie muszą chcieć wyboru innej drogi, naszym obowiązkiem jest im tę drogę pokazać, na przykład poprzez manifestacje (choćby jak ta pierwszomajowa), poprzez publicystkę, dyskusje, akcje i w końcu poprzez własną postawę oraz wiedzę.
Nie będzie łatwo, dominuje wszak retoryka potępiająca niemal wszystko co jest wspólne na rzecz prywatnych świętości, jednak to my jesteśmy nacjonalistami, to dla nas ważniejsza jest wspólnota a nie egoistyczne dobro jednostki. Jednak jeśli nie my poniesiemy ogień zmian, to kto zrobi to za nas? Nie ma co oglądać się na innych, jeśli chcemy żyć w nowej, lepszej Polsce i Europie i by następne pokolenia, które przyjdą po nas uczyły się z kart podręczników o systemie jakim był kapitalizm, a nie doświadczały go boleśnie na własnej skórze.
KK