Feministyczny rząd Finlandii wyglądał świetnie na zdjęciach i w propagandzie lewicowo-liberalnych mediów, jednak nie zdaje testu w praktycznym zarządzaniu. Gabinet Sanny Marin ma wyraźny problem z podejmowaniem zdecydowanych decyzji, dlatego ceduje odpowiedzialność na niższe szczeble administracji. To doprowadziło już do znacznego rozprzestrzenienia się koronawirusa.
Pod koniec lutego przedstawicielki lewicowego rządu bagatelizowały rozwijającą się na całym świecie epidemię, która według nich miała ominąć Finlandię. Jeszcze wówczas w tym kraju były zaledwie dwa potwierdzone przypadki zarażenia nim, z kolei w tej chwili jest ich już 319. Najprawdopodobniej osób zarażonych jest jednak dużo więcej, bo wciąż funkcjonują zaostrzone kryteria dotyczące przeprowadzania testów w tej sprawie.
Pierwsze kroki rząd socjaldemokratów, centrowców i skrajnej lewicy podjął dopiero w ubiegły czwartek, ogłaszając jednocześnie, że w tej chwili nie jest już możliwe powstrzymanie pandemii COVID-19. Co najbardziej bulwersujące, niektóre zalecenia gabinetu Marin mogły doprowadzić do zarażenia kolejnych osób, ponieważ resort zdrowia rekomendował osobom przejawiającym objawy koronawirusa udanie się do swojego lekarza rodzinnego. Dopiero on miał decydować o konsultacji ze specjalistą od chorób zakaźnych.
Fińskie media są bezlitosne dla lewicowych władz. Piszą one wprost, że Marin i jej ministrowie czytają raporty przedstawiane im przez ekspertów, ale zupełnie ich nie rozumieją. Przede wszystkim nie są w stanie podjąć żadnych kroków, dlatego odpowiedzialność za walkę z koronawirusem zrzucili na samorządy, szkoły, pracodawców oraz zwykłych ludzi. Ministrowie nie chcieli wychodzić przed szereg, aby dołożyć wszelkich starań w celu przeciwdziałania epidemii.
Prawdziwym symbolem niekompetencji szefowej rządu była jej wypowiedź, która dotyczyła zakazu zgromadzeń powyżej 500 osób. Marin twierdziła bowiem, że określając taką liczbę kieruje się… przeczuciem.
Na podstawie: helsinkitimes.fi.