Protesty po wyborach prezydenckich na Białorusi, nie przez wszystkich upatrywane są w pierwszej kolejności jako możliwość dokonania zmian w tym kraju. Firmy w Polsce zacierają na przykład ręce, bo liczą na większą falę emigracji. Dotychczas przedsiębiorstwa chętnie poszukiwały białoruskich pracowników, lecz w porównaniu do Ukraińców nie kwapili się oni szczególnie do poszukiwania pracy zagranicą.

Statystyki dotyczące liczby obcokrajowców obecnych na polskim rynku pracy są bardzo rozbieżne. Widać to zwłaszcza w kontekście oszacowania dokładnych danych dotyczących Ukraińców przebywających na terytorium naszego kraju. W przypadku Białorusinów statystyki są nieco bardziej dokładne, bo Polska nie była dotąd przez nich szturmowana. Z tego powodu Główny Urząd Statystyczny pod koniec ubiegłego roku oceniał ich liczbę na około 105 tysięcy.

Tymczasem agencje zatrudnienia zajmujące się ściąganiem imigrantów mają odnotowywać wzrost zainteresowania polskim rynkiem pracy. EWL Group twierdzi chociażby, że fatalna sytuacja ekonomiczna na Białorusi powoduje, iż od maja i czerwca rekrutacja tamtejszych pracowników przynosi większe owoce. Jednocześnie wzrost nie jest szczególnie duży i wynosi zaledwie kilka procent.

Przedsiębiorcy są jednak dobrej dla siebie myśli. Uważają oni, że ostatnie protesty mogą doprowadzić do większej emigracji z Białorusi, chociaż raczej nie przybierze ona tak masowej formy, jak w przypadku pracowników z Ukrainy. Dodatkowo agencje zatrudnienia nie mają tak łatwej możliwości funkcjonowania na Białorusi, bo w porównaniu do Ukrainy nie mogą oficjalnie zamieszać ofert pracy oraz otwierać swoich biur rekrutacyjnych.

Wspomniane EWL narzeka jednocześnie na konkurencję z Federacji Rosyjskiej. To ona od dawna jest liderem jeśli chodzi o przyjmowanie imigrantów zarobkowych z Białorusi, a na drugim miejscu znajduje się Litwa. Polska wciąż nie jest więc wystarczającym rynkiem dla białoruskich pracowników.

Na podstawie: rp.pl, businessinsider.com.pl.