Kampania FPÖ w Innsbrucku spotkała się z protestami nie tylko austriackiej lewicy i wszelakich „antyrasistowskich” stowarzyszeń, lecz także z napiętnowaniem w europejskich mediach i falą oburzenia wśród ambasadorów krajów Afryki Północnej. Sprawą plakatów zainteresowała się również lokalna prokuratura w Tyrolu, która ma zbadać, czy plakaty nie podsycają do „rasowej nienawiści”.
Tymczasem działacze Wolnościowej Partii Austrii odcięli się od Augusta Penza, nazywając jego lokalną kampanię w partyjnym oświadczeniu „kontrowersyjną i zupełnie niepotrzebną”. Partia przeprosiła również za całe zamieszanie oraz nakazała usunąć rozklejone w Innsbrucku plakaty. Sam August Penz oświadczył, iż kampania była jego prywatnym pomysłem i bierze za nią pełną odpowiedzialność.