Stałym już wydarzeniem na warszawskich ulicach jest pierwszomajowa manifestacja organizowana przez stołecznych autonomicznych nacjonalistów. Pod hasłem „Chcemy godnej pracy w Polsce” odbyła się w tym roku jej III edycja. Tegoroczny marsz zbiegł się w czasie z 10–tą rocznicą wstąpienia Polski w struktury Unii Europejskiej. Nachalna propaganda obecna od kilku dni w mediach, pokazująca minione 10–lecie jako pasmo niekończących się dobrodziejstw płynących z Brukseli nie omamiła jednak Polaków – na manifestacji pojawiło się ok. 500 osób popierających hasło przewodnie i sprzeciwiających się obecności Polski w UE.
Jako miejsce zbiórki wyznaczono tradycyjnie pl. na Rozdrożu, pod pomnikiem Romana Dmowskiego. Start pochodu był zaplanowany na godzinę 15, nie obyło się jednak bez opóźnień spowodowanych częściowo przez policjantów, którzy w spisywaniu i najzwyklejszym czepianiu się ludzi znajdują wyjątkową satysfakcję. Warto w tym miejscu wspomnieć, że problemy stwarzał Urząd Miasta, który dość późno poinformował organizatorów, że pierwotnie planowana godzina zbiórki – 14 – musi zostać przesunięta. Pomimo tych trudności, szczelnie otoczona banerami, z samochodem z nagłośnieniem na przedzie kolumny, manifestacja wyruszyła kilkanaście minut po 15 al. Ujazdowskimi w kierunku Placu Zamkowego, gdzie miała się zakończyć. Uczestników demonstracji „ochraniali” liczni policjanci. W kraju, gdzie rząd każe zwykłym obywatelom zaciskać i tak już szczupły pas, nie żałuje się pieniędzy na kolejne etaty w rozrośniętej już ponad miarę policji. Kilka razy głośno daliśmy do zrozumienia, co o tym myślimy – „Precz z państwem policyjnym” było jednym z haseł wznoszonych w czasie pochodu.
„Niemcy? Norwegia? Hiszpania? Anglia? Irlandia? Chcemy godnej pracy w Polsce!” Takie hasło widniało na głównym banerze demonstracji i większość haseł do niego nawiązywała. Znane z wcześniejszych manifestacji okrzyki „Rząd do roboty za 1400 złotych”, „Nie zaciskaj pasa, zaciśnij pięść”, „Rząd na bruk, bruk na rząd” czy „Godna praca, godne życie”, wznoszone przez autonomicznych nacjonalistów z Radomia, Lublina, Wielkopolski, Łodzi, Chełma, Częstochowy, gości z zagranicy (Wspólnota Słowacka – Slovenska Pospolitost), NOPowców, Niklot, MW, Związek Zawodowy „Solidarność 80” miały zwrócić uwagę licznie zgromadzonych na Nowym Świecie czy Krakowskim Przedmieściu ludzi na problemy trawiące nasze społeczeństwo. Bezrobocie, wykluczenie społeczne, masowa emigracja, zapaść demograficzna, słabość związków zawodowych, niszczenie polskich przedsiębiorców, biurokracja, bezkarność policji – to codzienność w naszym kraju po 10 latach obecności w Unii Europejskiej.
„Jesteśmy pokoleniem szczęściarzy, takich nieprawdopodobnych szczęściarzy. Nam się udało coś, o czym nasi ojcowie i dziadowie mogli tylko marzyć i śnić po nocach”. To słowa prezydenta z okazji dekady w UE. Ten człowiek, wypowiadając takie słowa, miał na myśli albo elitarną kastę polityków, mogących okradać podatników już nie tylko w sejmie, ale i w Parlamencie Europejskim albo po prostu udowodnił, że żyje w alternatywnej rzeczywistości. Usłyszał jednak niemiłe słowa od pokolenia „szczęściarzy”, kiedy manifestacja mijała Pałac Prezydencki. Możliwe, że dostał przez to dreszczy.
W takiej atmosferze, z dołączającymi po drodze do demonstracji ludźmi, którym bliskie były i hasła i problemy, o których wspomniano, dotarliśmy pod Kolumnę Zygmunta, gdzie przemówienie wygłosił jeden z miejscowych autonomicznych nacjonalistów, a także kilka krótkich i dosadnych słów dorzucił związkowiec z „Solidarności 80”.
Zdjęcia: