Tysiące Węgrów protestowało wczoraj w centrum Budapesztu przeciwko przyjętemu przez parlament prawu, które zwiększa liczbę możliwych do przepracowania nadgodzin do blisko 400 rocznie, które będą rozliczane dopiero po trzech latach. Demonstrujący zostali przy tym zaatakowani gazem przez policję pod budynkiem parlamentu oraz rządzącego Fideszu, zaś rząd Viktora Orbána pozostaje głuchy na sondaże jednoznacznie pokazujące niechęć społeczeństwa do „ustawy o niewolnictwie”, zarzucając manifestującym otrzymywanie pieniędzy przez miliardera Georga Sorosa.

Duże kontrowersje wzbudził już sam sposób procedowania nowego prawa. Nie jest niczym nowym, iż najważniejsze dla rządzącej centroprawicy ustawy są szybko przepychane przez Zgromadzenie Narodowe, lecz tym razem marszałek parlamentu László Kövér za jednym zamachem pozwolił na głosowanie nad odrzuceniem wszystkich poprawek zgłoszonych przez partie opozycyjne. Ponadto polityk Fideszu zamierza surowo ukarać posłów blokujących mównicę, twierdząc nawet, że próbują oni przeprowadzić polityczny pucz.

Ostatecznie wczoraj parlament zdominowany przez centroprawicę przyjął prawo, zgodnie z którym liczba możliwych do przepracowania nadgodzin zwiększy się z dotychczasowych 250 do blisko 400 nadgodzin rocznie. Jednocześnie owe 250 godzin pracownicy będą musieli wziąć na siebie pod presją pracodawcy, natomiast dodatkowe 150 będzie zależało już od decyzji samego pracownika. Ustawa likwiduje jednak pośrednictwo związków zawodowych w kwestii negocjowania nadgodzin, które będą potem odbierane lub opłacane dopiero po trzech latach.

Przeciwnicy nowego prawa zauważają, iż czas pracy wyniesie najprawdopodobniej do 48 godzin tygodniowo, a więc węgierscy pracownicy będą musieli chodzić do pracy przez sześć dni w tygodniu, zaś przedsiębiorcy będą wymuszać na zatrudnionych branie nadgodzin poprzez zaniżanie podstawowej stawki. Dodatkowo najczęściej mówi się, iż zmiany w kodeksie pracy są pisane pod niemieckie koncerny motoryzacyjne oraz zagraniczne firmy, ponieważ kontrolują one blisko 67 proc. węgierskiego PKB.

Tuż po głosowaniu przez centrum Budapesztu przeszła demonstracja zorganizowana przez nacjonalistyczny Jobbik, natomiast wieczorem pod budynkiem parlamentu i rządzącego Fideszu protestowały pozostałe partie opozycyjne oraz związki zawodowe. Doszło jednocześnie do przepychanek z policją, która nie szczędziła gazu łzawiącego i wypchnęła manifestujących z obszarów składających się głównie z budynków rządowych. Jednocześnie rzecznik policji mimo licznych zdjęć i materiałów wideo twierdzi, że gazu nie użyto lecz z powodu naporu protestujących… wybuchły dwa pojemniki z jego zawartością.

Rządzący twierdzą tradycyjnie, iż demonstracje są inicjowane przez amerykańsko-żydowskiego finansistę Georga Sorosa, a także są spiskiem przeciwko… węgierskiemu chrześcijaństwu. Rzecznik rządu Gergely Gulyás powiedział więc, że w centrum Budapesztu odbyła się „nielegalna manifestacja” organizowana przez „agresywnych działaczy politycznych”.

Fidesz pozostaje jednocześnie głuchy nie tylko na protesty społeczne, lecz również na sondaże. Wynika z nich, że przeciwko „prawu o niewolnictwie” wypowiada się blisko 83 proc. Węgrów, zaś wśród zwolenników rządzących odsetek ten wynosi 63 proc. a 23 proc. z nich nie ma zdania na ten temat.

Na podstawie: index.hu, alfahir.hu, forsal.pl, hungarytoday.hu.