Konserwatywny niemiecki minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer ogłosił wczoraj zwiększenie zatrudnienia, czyli dobranie blisko sześciuset nowych funkcjonariuszy policji i Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji. Nie zajmą się oni jednak zagrożeniami związanymi z masową imigracją, lecz mają być użyciu do walki z „prawicowym ekstremizmem” mającym zyskiwać popularność za naszą zachodnią granicą.
Były przewodniczący bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) straszy opinię publiczną informacją, jakoby w przestrzeni publicznej funkcjonowało już blisko 12 tys. „potencjalnie brutalnych prawicowych radykałów”. To właśnie oni mają zdaniem Seehofera odpowiadać za blisko połowę aktów przemocy na tle politycznym, dlatego ważne ma być zwłaszcza wzmocnienie kontrwywiadu cywilnego, bo właśnie za niego odpowiedzialny jest Federalny Urząd Ochrony Konstytucji.
Centroprawicowy polityk przytaczał najczęściej przykład grupy Narodowosocjalistycznego Podziemia (Nationalsozialistischer Untergrund, NSU). To ona miała zostawić za sobą „brzydki ślad krwi”, czyli zamordować z powodów politycznych dziesięć osób i przygotowywać dwa zamachy bombowe. Ponadto Seehofer chcąc uwiarygodnić swoje stanowisko przywołał kilka innych wydarzeń, na czele z zabójstwem polityka chadecji oraz strzelaniną w synagodze w Lubece.
Dzięki decyzji Bundestagu z listopada tego roku, podobne działania będą mogły liczyć na większe dofinansowanie niż dotychczas. Funkcjonariusze obu wspomnianych służb mają dzięki temu śledzić „prawicowych ekstremistów” zarówno w ich prywatnym życiu, jak i w sieci internetowej. Wszystkie wpisy o takiej treści będą musiały też zgłaszać policjantom platformy internetowe działające w Niemczech.
Na podstawie: zeit.de.