Tegoroczny Magyar Sziget zaplanowano na dni 1-8 sierpnia, a jego nieoficjalne otwarcie, na które wstęp był w pełni bezpłatny odbyło się już dzień wcześniej, czyli 31 lipca. W programie festiwalu zapowiadano nie tylko liczne koncerty, zaś przede wszystkim wykłady, dyskusje, prezentacje wizualne, zawody sportowe oraz wiele innych atrakcji, których tematyka oscylowała wokół węgierskiej kultury. Jak co roku, do dyspozycji uczestników oddano pole namiotowe, domki letniskowe, przyczepy kempingowe, a także pełny węzeł sanitarny i masę udogodnień w postaci lokalnego baru, stołówki czy licznych stoisk z tematyczną odzieżą i muzyką oraz innymi gadżetami. Osoby niedysponujące własnym transportem, mogły udać się na teren festiwalu specjalnie podstawionym autobusem, którego przystanek znajdował się w bezpośredniej bliskości stacji kolejowej. Nie zapomniano też o najmłodszych, dla których przygotowano między innymi warsztaty plastyczne (dzieci dostawały np. zadanie narysowania tego, z czym najbardziej kojarzą im się Węgry), pole do zabawy w snajperów oraz pobliską stadninę koni i kucyków. Pod okiem swoich rodziców najmłodsi uczestnicy festiwalu chętnie korzystali również z profesjonalnej nauki tradycyjnego strzelania z huńskiego łuku, a także umilali sobie czas grając w piłkę, ringo czy badmintona.
Zestawiając ze sobą każdy z wyżej wymienionych obrazów nie sposób nie zauważyć, że Magyar Sziget w żadnym wypadku nie jest subkulturowym festiwalem dla hermetycznej grupy z danego środowiska. Wymiar festiwalu określić można jako społeczno-kulturalny, a niekiedy nawet piknikowo-rodzinny; całość zaplanowana została tak, aby żaden z uczestników nie skarżył się na brak zajęć lub monotonię. Na terenie „węgierskiej wyspy” za dnia możemy wziąć udział w wykładach i/lub dyskusjach (niestety tylko drobna część z nich jest tłumaczona na język angielski), obejrzeć pokazy grup rekonstrukcyjnych czy taneczno-ludowych, zaś wieczorem udać się na koncerty wielu cenionych zespołów z szeroko rozumianej sceny nacjonalistycznej i tożsamościowej. Biorąc pod uwagę te ostatnie, warto odnotować, iż w tym roku po raz pierwszy w historii Magyar Sziget wystąpił na nim zespół z Polski, a był nim hiphopowy skład z Warszawy – Zjednoczony Ursynów. Data, jaka przypadła na występ ZU (2 sierpnia) została również określona w programie festiwalu jako „dzień polski”, czemu wyraz dały wykład Balázsa Szabó z Jobbiku (prywatnie przyjaciela wielu polskich nacjonalistów), dotyczący stosunków polsko-węgierskich, oraz międzynarodowa konferencja nacjonalistów, podczas której obok działaczy z Holandii, Chorwacji czy Włoch zasiadł również przedstawiciel Młodzieży Wszechpolskiej.
Chęć poznania z bliska węgierskiego nacjonalizmu była dla mnie kluczową kwestią, która przesądziła o spakowaniu śpiwora i udaniu się na pociąg. Obiektywnie i w miarę niezależnie przyglądając się silnej ekspansji poszczególnych zjawisk (w tym przypadku jest nim węgierski nacjonalizm) oprócz dostrzegania inspiracji czy szeregu zalet, nie sposób jednak nie zauważyć również wad. Przechadzając się po terenie festiwalu praktycznie na każdym kroku spotkać się można z symbolem tzw. „Wielkich Węgier”, a więc mapy przedstawiającej granice tego państwa sprzed Traktatu w Trianon. Społeczna nostalgia za utraconymi granicami jest obecna wśród zdecydowanej większości węgierskich nacjonalistów, co przekłada się oczywiście na odczuwalny negatywny stosunek m.in. do Słowaków, Serbów i Rumunów. Zapewne w ogóle bym o tym nie wspomniał (ot, taka lokalna ciekawostka, jakich pełno w całej Europie), gdyby nie fakt, że szowinistyczne nastroje wśród części uczestników festiwalu dały o sobie znać także podczas mini turnieju MMA, w którym oprócz Węgrów i jednego Polaka udział wzięli również zawodnicy z Rumunii (w mojej ocenie utalentowani najbardziej z pośród wszystkich biorących w nim udział fighterów). Przez część publiczności zostali oni „przywitani” buczeniem i gwizdami, a także debilnym okrzykiem „Cyganie, nie Rumuni”. „Witanie” w ten sposób zaproszonych rumuńskich nacjonalistów raczej nie wymaga komentarza, choć jak wiadomo organizatorzy poszczególnych imprez nie mogą mieć kontroli nad całością tłumu, w którym zazwyczaj znajdą się również osoby niemające zbyt wiele wspólnego z intelektem.
Podsumowując, Magyar Sziget organizowany w małej miejscowości Verőce na północ od Budapesztu to miejsce, które z pewnością przypadnie do gustu wielu Polakom planującym spędzić urlop w duchu nacjonalizmu. Możemy tam posłuchać dobrej muzyki – występujące zespoły reprezentują style od pieśni ludowych, przez rap/hiphop, po tzw. nemzeti rock (rock narodowy), RAC czy heavy metal; nawiązać nowe międzynarodowe znajomości (z tego miejsca specjalne pozdrowienia dla młodych działaczy włoskiej Forza Nuova); zasmakować w węgierskiej kuchni; czy po prostu alternatywnie odpocząć od codziennego i nieraz przytłaczającego nas zgiełku. Nie zanudzając dłużej, zapraszam na fotoreportaż dokumentujący kilka dni na Magyar Sziget – wśród uwiecznionych wykonawców znajdują się: Zjednoczony Ursynów (Polska), Szebb Napok (Węgry), Saga (Szwecja), a także miejscowe gwiazdy, czyli Kárpátia i Romantikus Erőszak.
tekst i zdjęcia: J.