Rozpoczęli ją studenci wysuwając daleko idące żądania nie tylko w sferze ekonomicznej, ale także wewnątrzustrojowej, zakończyła zaś brutalna interwencja wojsk radzieckich, realizowana od wczesnych godzin porannych dnia 4 listopada. Przez cały czas głównym obszarem starć była stolica Węgier. Mimo niewątpliwych sukcesów pierwszych dni – jak symboliczne obalenie pomnika Stalina na Hősök tere (Plac Bohaterów), czy też opanowanie kilku budynków radiowych, powstańcy skapitulowali przed potęgą sowiecką. Konsekwencje tamtych dni były dotkliwie odczuwane jeszcze przez kilka najbliższych lat.
23 października, a zatem w dokładną 55. rocznicę tamtych dni kilka lokalnych nacjonalistycznych organizacji oddało hołd poległym, jak również tym, którzy w wyniku dażęń wolnościowych spotkali się z brutalnymi reperkusjami. Jedno z nich rozpoczęło się o godzinie 17:30 na Corvin-Köz i było realizowane wspólnymi siłami przez HVIM, PAX Hungarica Mozgalom i Betyarsereg. Obecni byli także przedstawiciele wielu pomniejszych grup jak chociażby oddział węgierskich Autonomicznych Nacjonalistów, czy też osoby, które dotarły tu bezpośrednio z pikiety Jobbiku zakończonej jakąś godzinę wcześniej. Nie zabrakło też kilkunastoosobowej delegacji Polaków, która spotkała się z serdecznym przyjęciem ze strony miejscowych. Entuzjazmu i wzruszenia nie mógł ukryć szczególnie starszy pan operujący płynnie językiem polskim. Mimo problemów związanych z opanowaniem trudnego dla cudzioziemców polskiego języka po nakreśleniu swej sytuacji życiowej okazało się, że zagadkowa dla nas znajomość naszego języka przez tego człowieka ma uzasadnienie, mianowicie jego żona pochodzi z Polski.
Mimo klasycznie jesiennej aury (deszcz, wiatr, chłód), jak również faktu, iż była to druga o takim pokroju pikieta w odstępie zaledwie dwóch godzin, zgromadziła ona około 350 osób. Do momentu gdy był na niej niżej podpisany, jak i z zaczerpniętych informacji wynikało, iż odbyła się bez zakłóceń, mimo że byli obecni na niej także przedstawiciele zwaśnionych klubów – Ujpestu i Ferencvarosu, które poprzedniego dnia grały obfitujące w pozaboiskowe atrakcje derby. Charyzmatyczne i głęboko emocjonalne przemówienia co i raz spotykały się z aprobatą przybyłych. Ich treść wypełniona była nie tylko nawiązaniem do dramatycznych wydarzeń roku 1956, ale także powierzchowną analizą zastanej rzeczywistości.
By nie być jednak bezkrytycznym, warto pochylić się nad pytaniem ile muszą tracić społecznego poparcia organizacje nawiązujące do dziedzictwa Strzałokrzyżowców. Stronnictwo zmilitaryzowane, eksponowana symbolika, pochodnie – warto się zastanowić na ile owa inscenizacja odpycha przeciętnego człowieka.