Magyar Sziget to nacjonalistyczny festiwal odbywający się już od 2001 roku. Jego pomysłodawcą i twórcą jest László Toroczkai – założyciel młodzieżowego ruchu HVIM będącego formalnym organizatorem MS. Podczas dziesiątej edycji imprezy nie zabrakło dziesięcioosobowej delegacji z Polski złożonej z działaczy Młodzieży Wszechpolskiej i osób niezrzeszonych.
Sukces węgierskiego nacjonalizmu to nie tylko partyjna praca działaczy Jobbiku lecz przede wszystkim szeroka działalność społeczna i kulturalna. Próbkę tej ostatniej polscy nacjonaliści mogli poznać w maju podczas zorganizowanych przez MW obchodów kolejnej rocznicy Powstania Śląskiego. Katowice odwiedzili wówczas wspomniany już Toroczkai oraz zespół Hungarica czyli czołowy zespół węgierskiego rocka narodowego (nemzeti rock). W czerwcu w Warszawie na spotkaniu organizowanym przez „Politykę Narodową” gościł działacz Jobbiku, Balazs Szabo, a kolejnym dowodem na nawiązanie dobrych kontaktów z Węgrami był udział kilkunastu działaczy Jobbiku oraz kibiców Ferencvarosu i Ujpestu w lipcowym Marszu Grunwaldzkim. Dzięki temu otrzymaliśmy zaproszenie na dziesiąty Magyar Sziget.
Festiwal trwał ponad tydzień czyli od 2 do 9 sierpnia, zaś nasza grupa udała się na ostatnie 4 dni imprezy. Podróż zaczęła się wieczorem w środę 4 sierpnia, a następnego dnia rano byliśmy już w mieście Vac, z którego dojechaliśmy do Veroce czyli małej miejscowości na północ od Budapesztu w której odbywa się MS. Cała impreza odbywa się na campingu położonym na uboczu miasteczka. Na miejscu znajdują się pola namiotowe oraz domki campingowe, uczestnicy festiwalu mają zagwarantowany pełen sanitariat, nie brakuje również baru i stołówki, jednym słowem pełen profesjonalizm. Dochodzą do tego dwa namioty w których odbywają się koncerty oraz boisko.
Już po kilkudziesięciu minutach pobytu spotykamy działacza hiszpańskiego Democracia Nacional mającego za sobą rok studiów w Warszawie dzięki czemu nie mamy żadnych kłopotów z komunikacją. Przy okazji możemy podziwiać nietypowy widok czyli rozmowę Węgra i Hiszpana po polsku :). Najważniejszą częścią czwartkowego programu była wizyta części naszej grupy u europosła Jobbiku Béli Kovácsa. Reszta mogła przyjrzeć się bardziej festiwalowi i jego uczestnikom. Przekrój społeczny uczestników Magyar Sziget prezentował się dość ciekawie – z jednej strony osobistości przypominające wschodnioeuropejski klimat lat 90, z drugiej zaś rodziny z dziećmi, a nawet starsi ludzie. Nie brakowało wielu radykalnych akcentów, dostępnych było kilka stoisk na których sprzedawano m.in. gadżety z symbolami rządzących w latach 1944-45 strzałokrzyżowców. Wieczornym punktem programu były koncerty węgierskich kapel. Te radykalniejsze występowały w małym namiocie, zaś gwiazdy w dużo większym, tym niemniej oba miejsca były zawsze szczelnie zapełnione. Organizatorzy każdego wieczoru zapewniali afterparty podczas którego można było napić się wina i piwa przy rockowych dźwiękach puszczanych przez DJ-a. Podczas czwartkowej imprezy poznaliśmy zresztą sympatycznych działaczy włoskiego Forza Nuova. Należy przyznać, że polskie tarcia między organizacjami nie wydają się tak drastyczne jeśli porównać je do włoskich animozji – z ust członków FN można było usłyszeć, iż członkowie konkurencyjnej Fiamma Tricolore chodzą na Parady Równości :D.
Piątkowy poranek zaskoczył uczestników Magyar Sziget poważną burzą. Obozowisko zostało mocno zalane, ale na szczęście członkowie HVIM mający doświadczenie w pomocy powodzianom szybko doprowadzili do odpływu wody poprzez prowizoryczną meliorację. Najważniejsza z naszego punktu widzenia była tego dnia konferencja z udziałem przedstawicieli europejskich ugrupowań narodowych. Poprowadzili ją Toroczkai oraz francuski działacz HVIM, a uczestniczyli w niej prezes Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki oraz działacze hiszpańskiego Democracia Nacional i flandryjskiego Voorpostu, a Ci ostatni stawili się na konferencji w mundurach i ze sztandarami. Każdy z prelegentów pokrótce przedstawiał swój ruch, trudno jednak dokładnie opisać treści przemówień, gdyż były one tłumaczone wyłącznie na węgierski. Prezes MW po krótkiej prezentacji historii stowarzyszenia podkreślił znaczenie przyjaźni polsko-węgierskiej i sukcesu Jobbiku dla ruchów nacjonalistycznych we współczesnej Europie. Po konferencji w sąsiednim namiocie można było obejrzeć pokazy MMA podczas których występowali reprezentanci różnych kategorii wiekowych. Nie zabrakło, również czegoś mniej brutalnego, a więc występu ludowego zespołu tanecznego :)
Wieczorem jak zwykle przyszedł czas na koncerty. Bardzo dobrze wypadła Hungarica która tym razem zagrała akustyczny koncert. Po nim przyszedł czas na mocne uderzenie w postaci Titkolt Ellenállás, następnie zagrało nieco spokojniejsze Radical Hungary. Warto odnotować, iż część naszej wycieczki uczestniczyło w tym czasie w wyjeździe Ujpestu Budapeszt.
W sobotę nieco poprawiła się pogoda, a wieczorem świetny koncert dał Romantikus Eroszak którego wokalista jest również liderem Hungariki. Przed RE wystąpił zespół Palmetta mający w swym składzie trzy wokalistki. Kilka kapel zagrało na małej scenie lecz nie uczestniczyłem w koncercie żadnej z nich. Dużo ciekawiej wypadła niedzielna część Magyar Sziget która zaczęła się od świetnie przygotowanych pokazów walk rycerskich. Jedna pomyłka ze strony uczestników rekonstrukcji, a dla kogoś mogła się ona skończyć nie najlepiej… Tego dnia na Magyar Sziget przybyli lider Jobbiku Gabor Vona i szef Forza Nuova Roberto Fiore. Z każdym z nich kilka słów wymienia prezes MW po czym możemy stanąć do wspólnych fotografii. Wieczorem koncerty m.in. Hungariki i Moby Dick. Ci pierwsi podobnie jak w Katowicach dali z siebie wszystko. Ostatni dzień pobytu na Węgrzech to przede wszystkim wizyta w tamtejszym parlamencie którego okazały wystrój robi wrażenie. Następnie mogliśmy zwiedzić kalwińską świątynie w której odbywają się uroczyste posiedzenia Jobbiku Potem wycieczka po Budapeszcie podczas której nie było nam niestety dane zobaczyć Terror Haza – muzeum upamiętniającego czasy rządów strzałokrzyżowców i komunistów w latach 1944-56 (na Węgrzech podobnie jak i w Polsce muzea są nieczynne w poniedziałki) i w końcu wracamy do Polski.
Podczas festiwalu działo się wiele rzeczy, trudno było uczestniczyć we wszystkich, tym bardziej, że trzeba było znaleźć czas na umacnianie przyjaźni polsko-węgierskiej :). Magyar Sziget jest swoistym fenomenem – połączenie festiwalu rockowego z piknikiem i folklorem w którym uczestniczą zarówno całe rodziny jak i przedstawiciele subkultury. Jednocześnie panuje tam doskonała harmonia i porządek, niestety obawiam się, że w polskiej rzeczywistości po paru godzinach podobnego spędu wybuchłoby już kilka bójek, a znaczna część jego uczestników nie byłaby w stanie odejść od baru na własnych siłach… Do węgierskiej sceny narodowej jest nam daleko pod każdym względem: nie mamy porządnego tygodnika (tamtejsze Barikad profesjonalizmem nie różni się od podobnych wydawnictw innych opcji politycznych), radia (Szent Korona Rádió posiadało podczas MS własną scenę), a o wolnej od oszołomstwa i konfliktów partii politycznej nie muszę chyba specjalnie wspominać. Pozostaje nam działać, czekać na lepsze jutro i…odwiedzić Magyar Sziget za rok do czego zachęcam.