Lider społeczności żydowskiej w Rzymie, Ricardo Paciffici, zaproponował ustanowienie we Włoszech prawa karzącego wystąpienia niezgodne z oficjalną wersją holocaustu, które obowiązuje w wielu krajach, w tym w Polsce. Propozycja ta spotkała się z krytyką środowiska historyków, a także Stolicy Apostolskiej, która uważa, że nie jest to właściwa droga. Oficjalny watykański dziennik L’Osservatore Romano podkreśla, że ocena historii nie może być narzucona przez prawo, a sama propozycja karania tzw. negowania holocaustu kwestionuje świadomość i inteligencje społeczeństwa.
„Negowanie holocaustu jest bardzo poważne i krępujące, ale zakazywanie prawem komuś takich poglądów i ustalanie poprzez prawo co jest prawdą historyczną nie jest właściwą drogą. Co więcej byłoby to szkodliwe dla demokracji, w której cenzura nie powinna występować” – pisze dziennik. Podobnie sprzeciw wobec takich propozycji argumentują włoscy historycy. Życzenie wprowadzenia prawa dotyczącego tzw. „kłamstwa oświęcimskiego” Paciffici wypowiedział na łamach gazety La Repubblica w przeddzień rocznicy deportacji Żydów z rzymskiego getta, 16 października 1943 roku. Paciffici twierdzi, że rozwiązania takie są konieczne, aby nie mogło dochodzić do sytuacji wyrażania wątpliwości co do oficjalnej wersji. Przywołuje on przykład profesora Claudio Moffa, który w przemówieniu na Uniwersytecie Teramo powiedział, że nie istnieje żaden dokument potwierdzający plan Hitlera zakładający wymordowanie wszystkich Żydów.
Fakt ten przytacza wielu historyków, jednak nie jest to najmniejsza przeszkodą dla tych, którzy ustalają w co wierzyć mają szare masy. Historycy podejmujący ten temat są obiektami ataków oraz szykan ze strony sądów wielu krajów i międzynarodowych organizacji żydowskich. Z pomocą Pacifficiemu pośpieszył niegdysiejszy działacz narodowy, dziś demoliberał i przewodniczący Izby Deputowanych Gianfranco Fini, który obiecał swoje wsparcie w przygotowaniu „najszybciej jak to możliwe inicjatywy ustawodawczej, która zwalczałaby nieodpowiedzialnych proroków negacjonizmu”.
L’Osservatore Romano pisze, że „stanowisko większości historyków kontrastuje ze stanowiskiem świata polityki w tym temacie”.