Stany Zjednoczone zdecydowały o dostarczeniu „umiarkowanym” rebeliantom w Syrii samochodów wyposażonych w karabiny maszynowe oraz radiostacje, które umożliwią im przywołanie amerykańskich samolotów i naprowadzenie ich na wrogie cele. Jednak z powodu zawiłości sytuacji na syryjskim polu walki nie został na razie opracowany szczegółowy plan dotyczący amerykańskich nalotów i bombardowań.
Oficjalnie takie działania USA mają pomóc „umiarkowanym” rebeliantom w walkach z innymi terrorystami – członkami tzw. Państwa Islamskiego. Jednak głównym celem wspieranych przez Stany Zjednoczone syryjskich rebeliantów, wspomaganych przez najemników z innych krajów, jest obalenie rządu prezydenta Bashara al-Assada, więc jest oczywistym, że amerykański sprzęt i ewentualne wsparcie lotnicze zostanie wykorzystane do walki z siłami rządowymi.
Amerykańscy urzędnicy nie są do końca pewni czy nadszedł już czas, aby wesprzeć finansowanych i szkolonych przez nich rebeliantów pomocą militarną i siłami amerykańskimi atakować wojska rządowe. Zdania w tej kwestii są podzielone m.in. ze względu na delikatne relacje z Iranem popierającym walkę syryjskiej armii z terrorystami.
Na chwilę obecną Stany Zjednoczone zaplanowały szkolenie swoich sojuszników w walce z Assadem. Według amerykańskiego ministerstwa obrony szkolenie ma rozpocząć się pod koniec marca w Jordanii, a następnie ma zostać przygotowany obóz szkoleniowy w Turcji. Pierwsze szkolenie trwające od sześciu do ośmiu tygodni ma, według amerykańskich mediów, skupić się na walce z członkami Państwa Islamskiego, nie siłami rządowymi. Ma ono nauczyć rebeliantów zdobywania kolejnych miast i przejmowania terenu.
Amerykanie nazwali szkolenie rebeliantów wdrażaniem na pole walki „nowych sił syryjskich”. 4-6 osobowe drużyny będą wyposażone w samochody z zamontowanym karabinem maszynowym i radiostacją pozwalająca na przywołanie wsparcia powietrznego. Szkolenie „umiarkowanych” rebeliantów, z których wielu pochodzi zza granicy, w tym wielu z Europy, rozpoczęła w 2013 roku CIA, która dostarczała im broń, amunicję, pociski przeciwpancerne. Amerykańscy krytycy zbrojenia międzynarodowych terrorystów, których zadaniem jest destabilizacja Syrii i obalenie rządu mówią, że program wybiegł daleko poza zakładane na początku cele, a broń trafiała także do islamskich radykałów (z tzw. Wolnej Armii Syryjskiej wydzieliły się różne mniejsze grupy zwalczające się wzajemnie).
Do końca tego roku Amerykanie zamierzają przeszkolić około trzech tysięcy rebeliantów. W roku kolejnym miałoby to być pięć tysięcy osób. Jednak liczba zaangażowanych po stronie USA rebeliantów w Syrii nie jest nawet zbliżona do sił rządowych, dlatego Amerykanie rozważają wsparcie swoich bojowników z powietrza.
Jednak takie ruchy USA w sprawie syryjskiej budzą zastrzeżenia natury prawnej. Wojskowi prawnicy zwracają uwagę na to, że Stany Zjednoczone, nie będąc w stanie wojny z Syrią, mogą mieć problem z legalnością powietrznego wsparcia swoich bojowników na ziemi i atakowania syryjskich sił rządowych. Nawet jeśli byłoby to wsparcie dla wyszkolonych przez USA bojowników, czyli de facto będących pod ich kuratelą. Na chwilę obecną więc dostarczony sprzęt radiowy nie musi oznaczać natychmiastowej możliwości wsparcia lotniczego amerykańskiego lotnictwa.
Rozszerzenie wojny z Państwem Islamskim na działania przeciwko armii syryjskiej może poskutkować rozłamem w międzynarodowej koalicji przeciwko islamskim ekstremistom. Urzędnicy amerykańscy obawiają się także, że ataki na wojska Assada mogą spowodować ataki odwetowe na siły amerykańskie w Iraku ze strony bojowników irańskich sprzymierzonych z Syrią. W tej chwili irańscy bojownicy mają rozkaz nie atakowania wojsk amerykańskich, jednak sytuacja ta może się zmienić, gdyby doszło do bezpośrednich ataków Amerykanów na wojsko syryjskie.
Wojskowi urzędnicy obawiają się także ograniczonej kontroli nad siłami podległych im rebeliantów i możliwości kierowania ich ruchami. Jednak mówią, że w razie ich niepożądanych ruchów będzie możliwość odcięcia im dostaw amunicji oraz pieniędzy, które otrzymują ze środków USA, co ma zapewnić ich lojalność. Tym samym urzędnicy przyznali, że tzw. syryjska opozycja jest przez nich finansowana, a ich walka z rządem Assada nie ma charakteru oddolnego zrywu obywateli, jak przedstawiały to przez długi czas światowe media.
na podstawie: wsj.com