Stany Zjednoczone od dłuższego czasu prowadzą działania, których celem jest zablokowanie budowy gazociągu Nord Stream 2. Z tego powodu Amerykanie zapowiadają wprowadzenie sankcji wobec przedsiębiorstw uczestniczącym w projekcje Niemiec i Rosji. Nie chce się na nie jednak zgodzić Unia Europejska, uznając działania USA za niezgodne z obowiązującym prawem międzynarodowym.
Departament Stanu USA w ubiegłym miesiącu zniósł klauzulę chroniącą dotychczas projekt Nord Stream 2 przed sankcjami. Tym samym mogą one zostać teraz wprowadzone dzięki Ustawie o Przeciwdziałaniu Przeciwnikom Ameryki poprzez Sankcje (CAATSA). Sekretarz stanu USA, Mike Pompeo, przedstawiał zresztą ten krok jako „jasne ostrzeżenie” dla firm partycypujących w budowie niemiecko-rosyjskiej inicjatywy.
Władze Stanów Zjednoczonych próbują torpedować Nord Stream 2, bo uważają inwestycję za jeszcze bardziej uzależniającą Europę od dostaw rosyjskiego gazu. W ten sposób Rosja miałaby większą możliwość nacisku na państwa Unii Europejskiej, o czym mówią również przedstawiciele Polski i Ukrainy.
Sama UE najwyraźniej nie potrzebuje troski ze strony USA. Świadczy o tym wypowiedź wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, Valdis Dombrovskis, który odpowiedział na pytanie zadane przez posła niemieckiej socjaldemokracji. Były premier Łotwy skrytykował zapowiedzi Amerykanów dotyczące wprowadzenia sankcji wobec przedsiębiorstw współtworzących Nord Stream 2. Eksterytorialne ograniczenia stosowane przez państwa trzecie mają być sprzeczne z prawem międzynarodowym.
W ubiegłym tygodniu 24 kraje UE, wśród których zabrakło Polski, dokonały nawet interwencji za pośrednictwem przedstawicielstwa UE w Waszyngtonie. Protestowały one właśnie przeciwko amerykańskim sankcjom wobec firm biorących udział w tej inwestycji. Sama UE twierdzi, że jej celem zamiast zablokowania inwestycji jest zmuszenie jej do działania w sposób przejrzysty i niedyskryminujący żadnego z państw członkowskich.
Na podstawie: reuters.com, wpolityce.pl.