W ubiegłym miesiącu amerykański prezydent Donald Trump ponownie opowiedział się za włączeniem Rosji do prac grupy G7. Została ona bowiem w 2014 roku usunięta z formatu skupiającego największe światowe gospodarki z powodu aneksji Krymu. Na powrót Rosji do G7 nie zgadzają się jednak Niemcy, zwłaszcza dopóki nie będzie postępów w procesie pokojowym na Ukrainie.
Kolejny szczyt G7 miał pierwotnie odbyć się w czerwcu, ale plany pokrzyżowała pandemia koronawirusa. Trump przekładając spotkanie na wrzesień optował jednocześnie, aby ponownie w pracach tej grupy uczestniczyła Federacja Rosyjska. W maju określił on G7 mianem „bardzo nieaktualnej grupy”, która nie odzwierciedla realnej sytuacji na świecie. Poza Rosją chciał więc zaprosić do jej prac także Indie, Koreę Południową i Australię.
Jednym z najważniejszych państw w grupie są oczywiście Niemcy. Tamtejszy minister spraw zagranicznych Heiko Maas wyraźnie sprzeciwia się jednak temu pomysłowi. Rosja została wykluczona z G7 przed prawie sześcioma laty, gdy dokonała aneksji Krymu. Według Maasa od tamtego czasu nie widać wyraźnych postępów w procesie pokojowym we wschodniej Ukrainie, co powinno być kluczową kwestią przy uwzględnianiu Rosji w pracach międzynarodowych formatów tego typu.
Ponadto szef niemieckiej dyplomacji twierdzi, że relacje świata zachodniego z Rosjanami są obecnie bardzo problematyczne. Jednocześnie bez niej nie da się rozwiązać najważniejszych obecnie światowych konfliktów. Wśród nich Maas wymienił nie tylko samą wojnę na Ukrainie, lecz także sytuację mającą miejsce w Syrii i Libii. Tymczasem Niemcy podczas swojej prezydencji w Unii Europejskiej podjęły się roli mediatora w sprawie wojen na Ukrainie i w Libii.
Na podstawie: reuters.com, welt.de.