Amerykański prezydent Donald Trump w swoim pierwszym przemówieniu w Kongresie potępił „antysemityzm”, który ma w ostatnich miesiącach przybierać na sile w jego kraju. Tymczasem lokalne organizacje żydowskie twierdzą, że pogróżki pod ich adresem oraz profanacje cmentarzy są właśnie „efektem Trumpa” nawet jeśli republikańska głowa państwa nie należy do krytyków Żydów.
Trump w przemówieniu wygłoszonym w amerykańskim Kongresie stwierdził, że ostatnia fala gróźb wobec żydowskiej społeczności oraz niszczenie cmentarzy przypomina Amerykanom, iż mogą oni być narodem podzielonym przez politykę, ale muszą być zjednoczeni w walce z „nienawiścią i złem we wszystkich formach”. Ponadto nowy amerykański prezydent wyraził ubolewanie z powodu zeszłotygodniowych wydarzeń w Kansas, gdzie w wyniku strzelaniny zginęły 3 osoby a 14 zostało rannych. Trump dodał, iż każde pokolenie Amerykanów „przekazuje pochodnię prawdy, wolności i sprawiedliwości”, która wciąż ma być w ich rękach i „będzie używana, aby zapalić świat”.
Mimo słów republikańskiego polityka, organizacje żydowskie twierdzą, że to właśnie jego kampania wyborcza spowodowała wzrost „antysemickich” nastrojów, nawet jeśli sam Trump nie krytykuje Żydów. W ostatnich miesiącach na ulicach amerykańskich miast miały pojawić się namalowane swastyki, a od początku roku odnotowano blisko 90 telefonicznych gróźb wobec żydowskich instytucji. Tylko w poniedziałek telefonowano do 31 podobnych organizacji, informując je o podłożonych pod ich siedzibami bombach. Ponadto w ciągu ostatniego tygodnia zniszczono dwa żydowskie cmentarze.
Jednym z naczelnych argumentów Trumpa, który broni się przed oskarżeniami o „antysemityzm”, jest fakt, iż jego córka przeszła na judaizm po poślubieniu ortodoksyjnego Żyda Jareda Kushnera, który jest doradcą amerykańskiego prezydenta do spraw Izraela i Bliskiego Wschodu.
Na podstawie: breitbart.com, wp.pl, dw.com.