Amerykański prezydent Donald Trump udał się w swoją pierwszą oficjalną wizytę zagraniczną. Celem podróży Trumpa były Arabia Saudyjska oraz Izrael, które uznawane są przez jego administrację za kluczowych sojuszników Stanów Zjednoczonych w regionie Bliskiego Wschodu, a on sam przebywając w obu krajach zapewnił o swoim bezwzględnym poparciu dla ich polityki. Jednocześnie miliarder za główny cel swoich ataków obrał Iran, który jest w jego opinii bardziej niebezpieczny niż reżim saudyjskich wahhabitów.
Trump rozpoczął swoją podróż na Bliski Wschód od odwiedzin w Arabii Saudyjskiej, która od wielu lat jest głównym partnerem Amerykanów w arabskiej części Bliskiego Wschodu. W trakcie spotkania z królem Salmanem bin Abdulazizem al-Saudem podkreślał on, że jego wizyta otwiera nowy rozdział w amerykańsko-saudyjskich relacjach, które powinny przyczynić się do zwalczania terroryzmu na całym świecie. Amerykański prezydent pokusił się o uwagę, iż obecnie toczy się walka pomiędzy barbarzyńcami a porządnymi ludźmi wszystkich religii.
Jednocześnie przywódca Stanów Zjednoczonych, już po tym jak wziął udział w tańcu polegającym na wymachiwaniu szablami, zapowiedział, że w sprawie praw człowieka i reform politycznych w Arabii Saudyjskiej nie będzie kierował się radykalnymi przesłankami, ale chęcią stopniowych zmian. Ważniejsze od kwestii ideologicznych były więc sprawy gospodarcze, dlatego Amerykanie i Saudyjczycy podpisali umowy warte blisko 350 miliardów dolarów, które dotyczą przede wszystkim kwestii sprzedaży saudyjskiej monarchii sprzętu wojskowego.
Prezydent Stanów Zjednoczonych przebywając w Rijadzie nie omieszkał skrytykować Islamskiej Republiki Iranu. Jego zdaniem Irańczycy odpowiadają za sekciarskie konflikty w regionie Bliskiego Wschodu, nie brzydząc się masowych mordów zapowiadali zniszczenie Izraela oraz sponsorowali terroryzm, dlatego według Trumpa powinni być izolowani przez „wszystkie sumienne narody”. Trump nie zająknął się jednak na temat sponsorowania radykalnego islamu przez Arabię Saudyjską w różnych zakątkach świata, za to jego sekretarz stanu Rex Tillerson nie omieszkał skrytykować Iran za nieprzestrzeganie praw człowieka, zapominając najwyraźniej choćby o wykonywaniu egzekucji na niepełnoletnich przez saudyjski reżim.
Kolejnym punktem podróży Trumpa był Izrael, gdzie spotkał się on oczywiście ze wszystkimi najważniejszymi postaciami izraelskiej polityki. Amerykański prezydent skupił się na zapewnianiu o swoim przywiązaniu do żydowskiego dziedzictwa, a także zachwalał Izrael jako „jedyną demokrację na Bliskim Wschodzie”, w której „żydzi, chrześcijanie i muzułmanie” żyją swobodnie. Po deklaracji, iż „moja administracja zawsze będzie popierać Izrael”, Trump spotkał się z palestyńskim prezydentem Mahmudem Abbasem.
Głównym celem spotkania prezydentów Stanów Zjednoczonych i Autonomii Palestyńskiej było ożywienie niemal martwego w ostatnim czasie procesu pokojowego. Trump mówił przede wszystkim o priorytecie w postaci walki z terroryzmem oraz o uwolnieniu gospodarczego potencjału Palestyńczyków, natomiast Abbas skupił się na prawie swojego narodu do niepodległości. Komentatorzy zwracają jednak uwagę, iż Trump ani słowem nie zająknął się o kwestii samostanowienia Palestyńczyków.
Na podstawie: breitbart.com, money.pl, presstv.ir, jpost.com, maannews.com.