Problem narodu jest moim problemem – tak powinien myśleć każdy nacjonalista. A niestety jednym z problemów młodych i starych Polaków jest patologia i uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Widzę postęp – jest on spowodowany m.in. modą na sztuki walki, która wyszła z ulicy. Zanim Pudzianowski zaczął robić cyrk na Polsacie – piłkarscy chuligani około roku 2000 zaczęli ćwiczyć sztuki walki i promować zdrowy styl życia. Niech ktoś sobie mówi, że to kicz – ja jednak wolę obserwować dziwny obrazek w postaci idącego ulicą małolata w… bandażach (heh), koszulce „MMA” i z torbą treningową, niż potykającego się o własne nogi patologa w koszulce z gandzią i browarem w łapsku. Kibicowanie i sztuki walki (a także uliczna muzyka) pomogły w ogarnianiu osiedli lecz, niestety, wielu wartościowych ludzi i tak upada, po skuszeniu się ucieczką w wieczną fazę. Być może w tym tekście nie napiszę nic wybitnie nowego, ale warto temat odświeżyć – i pamiętać, że jesteśmy współodpowiedzialni za swoich ziomków, ekipy, a co za tym idzie, w szerszej perspektywie – za kondycję narodu. Działaniem w swoim najbliższym otoczeniu wpływamy na niszczenie naszych narodowych wad i zacieranie stereotypu Polak-alkoholik. Nie wiem czy wiecie, ale alkoholem mieli plan zabijać na przykład ludzie Hitlera (odsyłam do książki Moczarskiego z AK). Naród na fazie – naród bardziej ślepy i nie dostrzegający kolejnych, m.in. politycznych przekrętów!


„(…) Twoje czerwone oczy zdradzają stan – w jakim chciałeś być – który wybrałeś sam (…)”

Alkoholizm i inne uzależnienia powodują wiele różnych problemów. Cierpią kumple przez staczającego się na ich oczach przyjaciela… Cierpią dzieciaki – przez pijącego ojca. Cierpią siostry – przez pijącego brata… Alkoholik nie ma często świadomości, że niszczy wszystko dookoła – lub tą świadomość ma, ale tylko przez pierwsze godziny dnia, później to zapija i dalej sieje patologię. Osoba uzależniona odciska piętno na najbliższych, blokuje czynności (na przykład podążanie do przodu w różnych dziedzinach życia), inicjatywy, postępy – niszczy plany na przyszłość. Często powoduje, że najbliżsi przez patologiczną jednostkę tkwią w marazmie. Wykorzystuje ona ich miłość…

Najgorsze jest chyba dotarcie do takiej osoby i przełamanie w jej głowie… Nie ma na to niestety recepty. Poza alkoholem (czy też dragami) taka osoba nie widzi sensu życia, a zatem ciężko jest jej sobie wyobrazić egzystencję bez owych dopalaczy. Co ciekawe – alkoholicy bądź –degustatorzy- narkotyków – często twierdzą, że przecież szkodzą ewentualnie tylko sobie… Takim osobom polecam np. puszczenie filmu „Dorosłe Dzieci Alkoholików” (TVP, 2006) czy też „Na zdrowie” (TVP, 2008) – niech posłuchają relacji innych wartościowych ludzi (skoro nie wierzą swoim najbliższym), którzy nie byli winni – a stracili czasami nawet całe swoje życie na walkę ze skutkami nałogu innych!

Wielu chłopaków i dziewczyn pochodzących „z ulicy” widzi problemy z uzależnieniami, gdyż żyją w blokowiskach czy na starówkach z kamienicami – i patologii doświadczyli we własnym domu bądź u sąsiadów. Ilu z Was pierwsze ostrzeżenie otrzymało – nie jak mówi stereotyp – od pani psycholog, tylko od ziomka/ koleżanki z podwórka/ ławki szkolnej? „Ty stary, przesadzasz trochę – zobacz co robisz”… Tylko w wieku lat kilkunastu jest to jeszcze śmieszne dla „wiecznego melanżownika”… „Nie otwieraj browaru zębem” – mówiła mi kiedyś kumpela, z której się śmiałem. Przypomniałem ją sobie po 10 latach u dentysty… Na takiej zasadzie to działa. Delikwent budzi się kiedy szuka ucieczki z bagna w jakie się wpaplał. Są problemy, które woli zapić/ zaćpać: są długi, są zniszczone relacje, skończony związek, zawalona szkoła i brak pracy. A rozwiązywanie tych problemów nie przyjdzie łatwo… Bo energia potrzebna do zrobienia tych czynności – zostaje poświęcona na kołowanie hajsu na używki… Błędne koło się toczy – i dlatego jest tak ciężko potem wyjść z bagna.

„(…) ucieczki z bagna szukają…ale jej nie ma – i konieczność istnienia staje się bardzo trudna do zniesienia (…)”

Każdy z nas melanżował w wieku lat kilkunastu, część się pogrążyła, część od tego odbiła, część pozostała ogarnięta i zna umiar. Niestety – sami powinniście wiedzieć po swoim otoczeniu – że nie zawsze da się przewidzieć na ile nóg się spadnie… Zaczynało się bawić w gronie jakichś kilkunastu osób i każdy pełen był radości, energii – przekonania o swojej sile i kontroli. Niestety część z tych ludzi wytykacie dziś palcami, albo śmiejecie się za plecami, gdyż przez dragi albo alkohol w nadmiernej ilości koleś nie potrafi sensownie się wysłowić bądź zadbać o siebie. Brak kontroli prowadzi do stania się pośmiewiskiem.

Odpadają przez nałóg ludzie w różnych gronach: biznesowych, politycznych, chuligańskich – każdy przez zatracenie się w melanżu traci po woli swoje wartości, zasady – przedkłada picie czy ćpanie ponad to co dotychczas wypełniało jego życie. Jeśli ktoś nie zna umiaru, jest więcej niż prawdopodobne, że beknie za swoje podejście do życia utratą czegoś bardzo wartościowego.

„(…) często kończy się to jednak kryminałem (…)”

Nie jestem nawiedzonym panem psycholog, który każe Wam ubrać habit. Trzeba po prostu podjąć decyzję. Czy bawimy się, walczymy i żyjemy dla rzeczy wartościowych, sensownych… Czy też płacimy mandaty, dostajemy ograniczenie lub pozbawienie wolności za głupie pijackie wybryki, które nie miały sensu i najprawdopodobniej zepsuły przy okazji życie kogoś wartościowego… Alkohol to zło – i nie piszę tego jako socjolog tylko jako kibic/ nacjonalista. Z podniesioną głową – nie wstydzę się tego, bo argumenty są po stronie tych, którzy odrzucili uzależnienie od wszelakiego syfu.

Adrenalina (związana z kibicowaniem, demonstracjami, uprawianiem sportu) na trzeźwo jest dużo mocniejsza i autentyczna. Poszukiwanie adrenaliny w fazie jest zgubne… I zawsze (!) prowadzi do czegoś głupiego…

„(…) rób swoje i nie patrz się na innych (…)”

Jednym ze sposobów pokonania uzależnienia jest zastąpienie doznań z nim związanych – innymi doznaniami. Nowym celem, nową pasją. Życie nie lubi próżni, dlatego po prostu przestać pić i siąść w fotelu – jest zadaniem niemal niewykonalnym. Nie zajedziesz tak długo, bo po miesiącu zje Cię natłok myśli podpowiadających, że nic nie ma sensu… Trzeba znaleźć sens, nauczyć się rozwiązywać problemy i od nich nie uciekać.

Jestem dumny z naszego ruchu kibicowskiego, że daje alternatywę i namawia do trenowania… To co prezentujemy na trybunach i na ulicach jest dużo wartościowsze niż takie MTV i „wartości” na nim promowane… Wieczna impreza i materializm… A na TVN pokazuje się kolesia, który miał rękawice bokserskie w domu i bilety z meczów jako wroga publicznego numer jeden. Jeszcze szkołę walki prowadził – koniec świata… Nie tu jest problem ZNACZĄCEGO PROCENTA Polaków – a takie właśnie problemy powinny nagłaśniać media.

Ł.