Żywych świadków historii II Wojny Światowej i narodzin PRL jest coraz mniej, dlatego też każda okazja by się z nimi spotkać i posłuchać tego, co mają do powiedzenia jest niezwykle ważna. Z tego powodu skromna delegacja AN Stalowa Wola postanowiła odwiedzić pana Bolesława Chmielowca, ps. „Komar”, zamieszkałego w Tarnobrzegu. Dzięki jego uprzejmości mogliśmy posłuchać opowieści naocznego świadka i uczestnika konspiracji, który z bronią w ręku stanął do walki o wolną Polskę.
Pan Chmielowiec urodził się w 1920 roku w Radomyślu nad Sanem i tam spędził swoją młodość, przesiąkając patriotycznym duchem, który panował w miasteczku. Tam też wstąpił do Armii Krajowej, a następnie (ciągle jako AKowiec) dołączył do oddziału Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Wacława Piotrowskiego ps. „Cichy”, w którym przeszedł chrzest bojowy. Po wymianie okupantów wszedł w skład oddziału Stanisława Młynarskiego ps. „Orzeł”, a po jego rozwiązaniu ukrywał się przed komunistami aż do amnestii w 1947 roku.
W 1950 roku został aresztowany i po ciężkim śledztwie (w wyniku pobicia stracił słuch w jednym uchu) przesiedział 3 lata w komunistycznym więzieniu. Lecz nie słuchaliśmy pobieżnie opowiedzianego życiorysu, a szczegółowych opowieści naocznego świadka o akcjach partyzanckich przeciw komunistom, o likwidacji konfidentów lub karach wychowawczych w postaci bykowców na goły tyłek, jeśli przewiny nie były zbyt wielkie, o tym jak można było zdobyć broń i jak należało się z nią ukrywać. Można przeczytać na ten temat dziesiątki książek, a i tak nie zastąpią one jednej rozmowy z osobą, która to przeżyła. Kilka godzin opowieści upłynęło nam niezwykle szybko, zwłaszcza, że pan Chmielowiec jest osobą niezwykle wesołą i obdarzoną doskonalą pamięcią.
Po serdecznym pożegnaniu się z gospodarzem udaliśmy się jeszcze na rynek, by zapalić znicze pod pomnikiem Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora”. Akurat 7 marca przypada rocznica zamordowania go przez komunistów w 1949 roku. Jak się okazało, rodzinne miasto pamiętało o swoim bohaterze, gdyż zastaliśmy pod pomnikiem wieńce ozdobione biało-czerwonymi wstęgami i świeczki ustawione na kształt symbolu Polski Walczącej. Sami dostawiliśmy również kilka białych i czerwonych zniczy, aby oddać mu zasłużony hołd.
Była to dla nas bardzo ważna wyprawa. Sposób, w jaki pan Chmielowiec przeżył swoje życie może być przykładem dla każdego z nas, jak pozostać wiernym swoim ideałom mimo ciężkich przeciwności losu, a hołd oddany „Zaporze” przypomniał nam, że, skoro inni byli gotowi oddać życie za swój kraj i naród, to my możemy oddać dla nich choć kilka godzin tygodniowo jako aktywiści.
tekst i zdjęcia: Mojmir