Nadal nie rozpoczęły się rozmowy pomiędzy rządem Afganistanu a przywódcami Talibanu, choć przewidywała to podpisana pod koniec lutego umowa pomiędzy islamskimi ekstremistami i Stanami Zjednoczonymi. Talibowie nie chcą podejmować negocjacji z zespołem oddelegowanym przez afgańskie władze, znajdujące się zresztą pod rosnącą presją ze strony Amerykanów.
Przedstawiciele ruchu Talibów stwierdziły, że zespół negocjacyjny oddelegowany do rozmów przez rząd Afganistanu nie jest przez nich tolerowany. Fundamentaliści zarzucają władzom w Kabulu, iż nie zorganizowały one „inkluzywnej” grupy. Pod tym pojęciem Talibowie uważają przede wszystkim brak przedstawicieli wszystkich najważniejszych afgańskich ugrupowań.
W skład zespołu negocjacyjnego ma wchodzić 21 osób, w tym pięć kobiet. Na jego czele stoi Masoom Stanekzai, były szef afgańskich służb bezpieczeństwa i stronnik prezydenta Ashrafa Ghaniego. Ponadto zostali włączeni do niego urzędnicy administracji państwowej, politycy oraz przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego. Z tego powodu rządzący nie zgadzają się z zarzutami stawianymi przez Talibów.
Porozumienie zawarte pod koniec lutego w Dosze, stolicy Kataru, od początku wzbudzało duże kontrowersje na szczytach afgańskich władz. Najpierw krytykowały one amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa za dogadanie się z ekstremistami, a potem nie chcieli zrealizować zapisów umowy pokojowej dotyczących zwolnienia z więzień blisko 5 tys. bojowników Talibanu. Wcześniej problemem było nieuznawanie afgańskiego rządu przez Talibów.
Właśnie z tego powodu Amerykanie coraz bardziej naciskają na Afgańczyków. Na początku tego tygodnia poinformowali oni o możliwym obcięciu dotacji dla Afganistanu o blisko miliard dolarów, zaś amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo wprost zasugerował, iż środki mogą zostać przywrócone po stworzeniu rządu jedności narodowej z udziałem Talibów.
Na podstawie: presstv.com, theguardian.com.