Szwecja pod naciskiem „ekologów” szybko zrezygnowała z funkcjonowania swoich elektrowni atomowych. Z tego powodu musi obecnie importować energię, którą pozyska również z naszego kraju. Tamtejsi operatorzy nie ukrywają, że w ostatnich latach inwestowali głównie w energetykę wiatrową, a w zimie nie zdaje ona egzaminu.
W ubiegłym zapotrzebowanie na energię elektryczną w Szwecji było na tyle duże, że pobiło rekord zimy. Tamtejsze elektrownie w godzinie szczytu nie były w stanie dostarczyć odpowiedniej ilości prądu, dlatego niedobór mocy wyniósł prawie 1700 MW. Ostatecznie Szwecja musiała ratować się importem „brudnej” energii pochodzącej między innymi z Polski, Litwy czy Niemiec.
Powyższym mianem w Szwecji określa się prąd, który pochodzi z elektrowni opierających swoją produkcję o węgiel. Dodatkowo skandynawskie państwo same musiało wyprodukować dodatkową energię,stąd tamtejsze władze zdecydowały się na uruchomienie rezerwowej elektrowni na olej opałowy w Karlshamn na południu kraju.
Dotychczas Szwecja nie miała podobnych problemów z powodu w miarę łagodnych zim. A przede wszystkim dzięki własnej produkcji, opartej w głównej mierze o funkcjonowanie elektrowni atomowych. Tymczasem w ostatnich latach były one zamykane, aby ustąpić miejsca wiatrakom. Okazało się jednak, że poza okresem letnim nie produkują one odpowiedniej ilości energii.
Z powodu niedoboru mocy Szwedzi płacą również wyższe rachunki. Tamtejsza telewizja państwowa w swoim reportażu pokazała między innymi właściciela zakładu papierniczego, który wyłączył produkcję właśnie z powodu zbyt wysokich cen energii.
Na podstawie: dn.se, rmf24.pl.