Użycie terminu „etniczny” w liberalnych krajach sterroryzowanych polityczną poprawnością i dotkniętych masową imigracją, może spowodować ogień krytyki mediów i wywołać społeczne niepokoje. Przekonał się o tym szwedzki premier, Fredrik Reinfeldt, który jest w mediach ostro krytykowany za użycie terminu „etniczni Szwedzi” w wypowiedzi odnoszącej się do kwestii wysokiego bezrobocia.
„- Nie jest słusznym opisywanie Szwecji jako kraju w kontekście zatrudnienia obywateli. Jeśli spojrzymy na etnicznych Szwedów w wieku produkcyjnym, okazuje się, że mamy bardzo niskie bezrobocie” – powiedział premier. Komentarz ten poczyniony został w odpowiedzi na krytykę ze strony Szwedzkiej Rady Polityki Pieniężnej, dotyczącą ostrożnej polityki fiskalnej rządu.
Wypowiedź wywołała prawdziwą burzę wśród komentatorów, którzy w licznych debatach zastanawiali się, „co premier miał na myśli”. Medialną aferę rozpoczęli komentatorzy lewicowi, którzy zarzucili premierowi nie przejmowanie się bezrobociem wśród imigrantów. Wtórowali im liberałowie, którzy skupili się na problemach uchodźców, a także centroprawicowcy, którzy ubolewali nad „dzieleniem społeczeństwa” przez premiera.
Nieliczni komentatorzy bronili słów premiera wskazując na statystki dotyczące zatrudnienia, które faktycznie wskazują na większe bezrobocie wśród społeczności imigranckich. Wśród komentatorów dało się słyszeć także głosy mówiące o użyciu określenia „etniczni Szwedzi” przez… niedostosowanie języka szwedzkiego do multikulturowej rzeczywistości, np. na rynku pracy. Komentujący wypowiedź premiera szef prawicowej partii Szwedzkich Demokratów, Jimme Akesson, powiedział, że wspaniałą wiadomością jest zrozumienie przez Reinfeldta negatywnych skutków jego irracjonalnej polityki imigracyjnej, którą w końcu zauważa jako ciążący problem, z którym nie może nic zrobić.