scottish-not-british2Głośne referendum w Szkocji z 18 września br. zakończyło się porażką zwolenników niepodległości tego kraju. Na ostatniej prostej wydawało się, że nowe państwo jest w zasięgu ręki. Oderwaniu się od Wielkiej Brytanii przeszkodziła jednak kampania partii głównego nurtu oraz brytyjskich mediów, często w histeryczny sposób błagających wręcz Szkotów o głos przeciw ich niepodległości.

Ogółem w referendum wzięło udział 3,7 mln osób. Przeciwko niepodległości zagłosowało 55% z nich, a więc ponad 2 miliony mieszkańców Szkocji. Uwagę zwraca jednak przede wszystkim wysoka frekwencja, wynosząca aż 84,6% , co niestety miało najprawdopodobniej negatywny wpływ na  wynik referendum.

Z Anglią od trzystu lat

Obecna forma kooperacji Szkotów i Anglików w ramach Wielkiej Brytanii, funkcjonuje od 1707 r. Ogłoszono wówczas „Akt Unii”, który położył kres istnieniu szkockiego parlamentu, a także wiązał Anglię i Szkocję unią realną, w ramach której angielski parlament powiększono o kilkudziesięciu szkockich przedstawicieli. Prawo ogłoszone przez angielski parlament było dopełnieniem unii personalnej, łączącej Anglię i Szkocję od 1603 r. Wówczas królem obu państw był Jakub I Stuart (władca Szkocji jako Jakub VI Szkocki). Wcześniej jednak Szkocja znajdowała się pod wpływami Londynu, stając się również częścią Anglii, co powodowało konieczność walki o odzyskanie niepodległości. Były one szczególnie intensywne w XIII w., a zostały zwieńczone w 1320 r., gdy papież uznał pełną niepodległość Szkocji.

Odrodzenie przez nacjonalizm

Kwestia pełnej suwerenności Szkocji pojawiła się dopiero w XXI w. a zaczęli o niej mówić działacze Szkockiej Partii Narodowej (Scottish National Party). Powstała ona w 1934 r. z połączenia dwóch marginalnych ugrupowań, domagających się zwiększenia autonomii Szkocji w ramach Wielkiej Brytanii. Przez wiele lat SNP znajdowało się na marginesie polityki. W świadomości społecznej zaczęła ona funkcjonować w latach czterdziestych, gdy jej lider sprzeciwiał się poborowi Szkotów do brytyjskiej armii. Douglas Young i jego ugrupowanie zostali oczywiście oskarżeni o sprzyjanie Niemcom i niweczenie brytyjskich wysiłków wojennych. Od lat pięćdziesiątych do końca lat siedemdziesiątych, partia była inwigilowana przez brytyjskie służby. Pod rządami konserwatywno-liberalnej premier Margaret Thatcher, policja i agenci służb mieli działać w związkach zawodowych na rzecz ograniczenia wpływów SNP. W związku ze słabym wynikiem wyborczym w 1979 r. w partii powstały dwie frakcje. Przywódcą lewicowego odłamu SNP był obecny lider ugrupowania, Alex Salmond. Przejął on władzę nad całym SNP w 1990 r. Do tego czasu partia nie prezentowała żadnego konkretnego kierunku ideowego, jako główny cel obierając sobie autonomię, a następnie niepodległość Szkocji. Salmond przeorientował szkocki nacjonalizm na lewą stronę, aby zdobyć masowe poparcie.

Od autonomii do niepodległości

Jak wspomniano wcześniej, szkoccy nacjonaliści stosowali taktykę małych kroków, wpierw domagając się zwiększenia autonomii Szkocji. Anglicy od czasu ogłoszenia „Aktu Unii” w 1707 r. nie chcieli słyszeć o podobnych pomysłach, a dodatkowo utworzyli urząd Ministra ds. Szkocji, który miał kontrolować  te tereny. Wielokrotnie dochodziło zresztą do konfliktów pomiędzy ministrem a lokalnymi szkockimi władzami, dotyczące najczęściej podziału dochodów z wydobycia ropy naftowej. W 1979 r. zwolennikom decentralizacji nie udało się stworzyć szkockiego parlamentu, z powodu zbyt niskiej frekwencji. Głosowanie odbyło się za zgodą rządzącej w latach wcześniejszych lewicowej Partii Pracy. Rok ten był jednak czasem triumfów Partii Konserwatywnej, która przeprowadziła skuteczną kampanię przeciwko tej idei. Osiemnaście lat później odbyło się jednak kolejne referendum, wygrane tym razem przez zwolenników decentralizacji. Na mocy tej decyzji, brytyjski parlament w 1998 r. uchwalił „Akt Szkocki”, tworzący szkocki parlament, który rozpoczął swoją działalność rok później. Od tego czasu Szkocja posiada także własny rząd. Do 2007 r. pierwszym ministrem (czyli de facto premierem kraju) był przedstawiciel Partii Pracy, a od siedmiu lat funkcję tą pełni Alex Salmond. Władze terytorium, na mocy „Ustawy o Szkocji”, sprawują pieczę nad takimi dziedzinami jak ochrona zdrowia, turystyka, ochrona środowiska, rolnictwo, rybołówstwo,  edukacja czy sądownictwo. Wszystkie kluczowe decyzje pozostały więc w gestii Londynu, stąd w 2010 r. SNP przedstawiło projekt ustawy o referendum, domagając się pełnej niezależności od Wielkiej Brytanii. Centroprawicowy premier David Cameron musiał ugiąć się pod presją Edynburga, tym bardziej, że w wyborach do szkockiego parlamentu w 2011 r., SNP uzyskało samodzielną większość.

Angielska histeria

Choć Cameron zgodził się na głosowanie w sprawie niepodległości Szkocji, jego Partia Konserwatywna od początku zachęcała do głosowania przeciwko. Torysi utworzyli w tej sprawie wspólny front wraz z Partią Pracy i Liberalnymi Demokratami. Trzy ogólnobrytyjskie partie powołały do życia inicjatywę „Better Together” („Razem Lepiej”), której szefem został były lewicowy minister Alistair Darling. Zwolennicy niepodległości szybko oskarżyli jej przeciwników o prowadzenie negatywnej kampanii i kreowanie atmosfery strachu. Oczywiście sami nie pozostali bierni, także jednocząc się we wspólnym celu. SNP, Szkocka Partia Socjalistyczna i Szkocka Partia Zielonych, powołały inicjatywę „Yes Scotland”, przekonującą do głosowania za niepodległością kraju. Zwolennicy suwerennej Szkocji używali w kampanii argumentów odnoszących się do historii i tradycji, ale nie omijano kwestii ekonomicznych. Twierdzono przede wszystkim, że Szkocja jest najbogatszą częścią Wielkiej Brytanii po Londynie i okolicach. Możliwość decydowania o sobie przez szkockie społeczeństwo, umożliwi natomiast dynamiczniejszy rozwój niż realizowanie poleceń Londynu. Abstrahując od tego czy suwerenność narodu powinno się liczyć w pieniądzach, nie są prawdziwe informacje z polskojęzycznych mediów, jakoby szkoccy niepodległościowcy odwoływali się tylko do „romantycznych” argumentów. W większym stopniu robili to zwolennicy jedności Wielkiej Brytanii. Wystarczy choćby wspomnień o słowach premiera Camerona, iż „będzie smutny” gdy Szkocja opuści wspólnotę, czy płaczliwą okładkę tygodnika „The Spectator” z tytułem „Scotland, please stay” (Szkocji, proszę zostań”). W ostateczności angielskie władze zaczęły straszyć Szkotów, iż nie będą mogli pozostać przy dotychczasowej walucie.

Ulga Londynu

Negatywny wynik referendum ucieszył polityków z Londynu. Szef brytyjskiego rządu wyraził zachwyt z powodu rezultatu głosowania i podkreślił, że „miałby złamane serce”, jeśli Szkoci opuściliby wspólnotę. Jednocześnie rządzący będą chcieli przekupić pro-niepodległościowo nastawionych Szkotów, kolejnymi elementami decentralizacji władzy w Wielkiej Brytanii. Na pewno takie rozwiązanie spotka się z akceptacją lewicy. Lider Partii Pracy, Ed Miliband komentując wynik referendum, wezwał do zastanowienia się nad tym, czemu blisko 45% Szkotów opowiedziało się przeciwko unii z Anglią. Dodał przy tym, że angielscy politycy będą musieli rozważyć przekazanie większej ilości uprawnień Edynburgowi. To z pewnością nie zadowoliło jednak lidera SNP, Alexa Salmonda. Pierwszy minister Szkocji zapowiedział rezygnację z urzędu premiera i przewodniczącego partii, w związku z przegraną jego inicjatywy referendalnej.

Co dalej?

Zwolennicy odłączenia się Szkocji zapowiadają, że będą dążyć do kolejnego głosowania w tej sprawie. Miałoby się ono odbyć już w 2020 r. Nie da się ukryć, iż samo przeprowadzenie pierwszego referendum zmieniło tamtejsze społeczeństwo. Z roku na rok liczba zwolenników niepodległości zwiększa się, a niektóre sondaże wskazywały na możliwość powodzenia projektu już w tym roku. Dodatkowo sam fakt opowiedzenia się 45% glosujących przeciwko unii z Anglią, zarysowuje podziały pomiędzy Szkotami i Anglikami, których zasypanie nie będzie wcale łatwo. Wszystko będzie jednak zależeć od tego, jak Londyn w najbliższym czasie będzie chciał „kupić” sobie szkockie społeczeństwo.

MM