Prezentujemy 2 oraz 3 część tekstu „Subkultura czy Biały aktywizm?”. Artykuły z pierwszego numeru zina Aktywista – dzięki uprzejmości redakcji zina. Całość w papierowej wersji zina Aktywista.
SUBKULTURA CZY BIAŁY AKTYWIZM? (Część 2)
Część pierwsza był to głos bardzo ogólny, mniej więcej o tym, że trzeba zrobić jak najwięcej, by nasze poglądy wyszły na powierzchnię.
Dlatego podzieliłem tekst na dwie części, bo takich materiałów jak ten powyżej było już mnóstwo. „Musimy zrobić”, „wszystko dla sprawy” pozostają niestety pustymi sloganami, wykrzykiwanymi często gdzieś w barze, albo na imprezie. Zapominamy jednak, że pod tymi hasłami kryje się ogrom ciężkiej pracy, monotonnej, za, którą nie dostaniemy nic – bo to praca w, której my dajemy coś sprawie. Jak to jest, że często osobnik głośno krzyczy „jutro należy do nas” potem, kiedy nadchodzi czas ruszenia dupy z fotela sapie, że „to nie ma sensu”?
Na, co więc czekamy? Na wsparcie zza światów czy może ducha Kacperka, który wszystko zrobi sam? Też mnie czasami ponosi jak słucham muzyki na słuchawkach, ale kiedy zejdziemy już na ziemię zastajemy pustkę, która potrzebuje pracy u podstaw. Masy pisania, biegania, jeżdżenia czy robienia innych rzeczy. Może czas wreszcie modną koszulkę zastąpić starą, taką, którą może swobodnie ubrudzić od wykonywaną robotą? Niech zgadnę – czasami ego nie pozwala, co? Tylko po cholerę w takim razie krzyczeć o zwycięstwie? Bez naszej pracy ono po prostu nie nastąpi. A jest nas za mało, by czekać aż „ktoś zrobi coś za mnie”.
Chciałbym napisać zatem kilka prostych zdań do tych, którzy chcą po prostu jednego – działać. Bez myślenia godzinami, czy wczuwania się wieczorami przed lustrem, że wykonywanie takiej czy innej czynności nie pasuje do jego wizerunku „prawdziwego twardziela” i feniksa wszelkiego zła, tudzież innej esencji wszechkumatości. Są w szeroko pojętym ruchu osoby, które mają na przykład talent do muzyki i robią to, poprzez muzykę poglądy trafiają do sporej rzeszy osób. Są osoby, które mają nosa do polityki i startują w wyborach. Są wreszcie osoby, które konkretnego talentu by wykorzystać go jakoś dla sprawy „nie mają” – tak im się jednak tylko wydaje, a powodem jest LENISTWO. W tym momencie ich „działanie” się kończy, a komentarze to „nie ma to sensu”, „ale po co” – jeśli komuś zależy to powinien raczej myśleć jak to zmienić, kombinować by sens się znalazł, a nie nakręcać się w drugą stronę.
Jest sporo rutynowych rzeczy do robienia, powtarzać je trzeba co jakiś krótki czas. Nie jest to zadanie momentami przyjemne (szczególnie kiedy robisz to po raz pięćdziesiąty), ale kto powiedział, że ruch Narodowy to wakacje pod gruszą? To nie jest subkultura żeby kolekcjonować jak największą ilość koszulek, tylko uczucie, które powinno iść od wewnątrz. Rasa Biała to Rasa Twórcza. Moim zdaniem każdy wartościowy człowiek powinien czuć chęć by coś tworzyć, kombinować, doskonalić się – budować. Co to za człowiek, który nie robi nic prócz picia piwa, nie ma żadnej motywacji by coś osiągnąć, wymyślić, stworzyć? To pojęcie jest bardzo ogólne, a w ruchu Narodowym moim zdaniem powinno poświęcić się tą twórczość będącą w każdym z nas by pomóc w naszej świętej sprawie. Człowiek nie rodzi się leniwy, tylko leniwym się staje poprzez ukształtowanie go na takiego. Więc jeśli narzekamy na współczesny świat, na te MTV, puste nastolatki i całą resztę żyjących po nic ludzi – dlaczego w dużej mierze jesteśmy tacy jak oni? „Ja nie umiem, nie chce mi się” to może sobie mówić trzynastolatek do mamy, która każe mu odrobić zadanie domowe, nasze zadanie domowe powinno być odrabiane dobrowolnie, z poczucia obowiązku i chęci zrobienia czegoś dla naszych idei. Dlatego prócz rutynowych działań jak plakatowanie, ulotki, strony w sieci, czy masa innych, o których nie za bardzo można pisać – powinniśmy ruszyć swoimi głowami i stworzyć coś, co przyda się sprawie. W każdym powinna być jakaś chęć tworzenia – wystarczy ją odpowiednio ukierunkować, poświęcić czas na to co naprawdę ważne, a nie na pierdoły. I pilnować się by swoim działaniem nie zaszkodzić sprawie, co też jest istotne.
A teraz kilka słów o najbardziej rutynowych z rutynowych akcji, które może robić każdy, choćby od zaraz:
PLAKATOWANIE
To naprawdę nie jest spora filozofia, by nie powiedzieć – żadna. Wystarczy kupić klej do tapet za 5 zł, rozrobić go według prostej instrukcji na opakowaniu. Do tego posiadać pędzel, wiaderko i trochę dobrej woli :-). Jeśli lubicie projektować to samemu można plakat stworzyć, byle z głową i byle nie przyniósł efektu odwrotnego od zamierzonego.
Największy błąd to plakatowanie w nocy. No chyba, że myślicie kategoriami – kiedy zapadnie zmrok jestem mniej widoczny :-). To gówno nie prawda, pomyślcie sami – kiedy grupa kilku młodych osób wzbudza większe zainteresowanie – kiedy na ulicach jest pusto jak w głowie anarchisty, czy jednak podczas godzin szczytu? Pewnie, że kiedy jest pusto i ciemno. Tak więc najlepsza pora to ta, o której najwięcej jest ludzi na ulicach. Ubieracie się normalnie i klejąc plakaty u większości nie wzbudzacie żadnych podejrzeń – najciemniej pod latarnią, najlepszy jest największy z pozoru przypał. Kolejna bzdura jest taka, że ludzi i władze wielce obchodzi fakt naklejania plakacików – zaryzykowałbym stwierdzenie, że większość ma na to wywalone, szczególnie jeśli chodzi o miasta, bo na wioskach faktycznie mogą być cięci. O tym żeby ktoś obstawiał plecy plakatującego chyba nie muszę się rozpisywać, zawsze trzeba to robić – przesadny luz też jest niedobry. Różnych ludzi można napotkać, czasami wesołych, czasami agresywnych :-).
Opowiem Wam jedną anegdotę. Kiedyś pewna grupa plakatujących (oczywiście w miejscu do tego wskazanym) wywieszała plakaty z człowiekiem uderzającym pałką w sierp i młot. Nagle podeszła do nich pani i spytała „od ilu jest to lat”? Kobieta wzięła plakat propagandowy za reklamę szkoły jakieś walki na miecze… No, ale jak wspomniałem, czasami jest zabawnie. Czasami trzeba się nakłócić – kiedyś grupa plakatujących spotkała komucha, któremu nie podobały się plakaty negujące Jaruzelskiego, czasami trzeba rozmawiać – kiedyś grupa plakatujących spotkała kobietę mówiącą, że nienawiść do komuny i lewactwa wyraziłaby bardziej dosadnie, gdyż siedziała przed 1989. Wieszając plakaty polityczne czy światopoglądowe niejako wychodzisz do ludzi, w tych obeznanych może obudzić to różne emocje, także na różne sytuacje trzeba być gotowym, aczkolwiek zazwyczaj jest „nudno”.
Jaki jest cel plakatowania? Plakaty wieszane przez kibiców zapraszają na mecz, plakaty wieszane przez narodowców mogą zapraszać na jakieś obchody, manifestacje, na przykład ważnych dla Polski rocznic. Plakaty mogą być ideologiczne – ważna jest gra obrazkami, tak by zainteresować szarego przechodnia. Zniesmaczy się czy zabluzga, kogo to obchodzi? Ważne, że coś zostanie w głowie, może kiedy przyjdzie czas dla nas lepszy, będzie wiedział co robił źle. Pod odpowiednim obrazkiem dać reklamę jakieś strony internetowej, oczywiście trzeba pamiętać by nie narobić jej przypału. Może ktoś wejdzie, zainteresuje się. Do tego trzeba nakręcać się pozytywnie, by liczba plakatów nie wynosiła 100 na miesiąc, a więcej. Nakleić kilka plakatów i mieć z tego satysfakcję byłoby raczej śmieszne. Wystarczą trzy osoby – jedna od kleju, druga od naklejania, trzecia od patrzenia. I z odpowiednią motywacją można pokryć przez parę godzin sporo dzielnic. Żal kasy na plakaty? A na piwo nie żal? Aha – oczywiście wieszajcie w miejscach do tego przeznaczonych :-).
ULOTKI
Kolejna rutynowa, podstawowa sprawa po plakatowaniu to ulotki. Jeśli jest jakaś manifestacja to dobrze jest rozdawać je w jej obrębie, jeśli manify nie ma – nie polecam rozdawać ich na ulicach, są lepsze sposoby. Jasna sprawa – plecaczek i roznoszenie ulotek, gazetek po skrzynkach na listy. Treść ulotki musi być mądrze zredagowana – jeśli nie lubicie pisać, wiele wartościowych tekstów jest w sieci. Wystarczy wydrukować i trochę pobiegać. Skutki uboczne – prawie żadne. Po co to robić? Kiedy nadejdą lepsze czasy, kiedy komuś z naszych uda się wypłynąć na szerokie wody – on będzie kojarzył kto i co to jest nasz ruch, będzie miał to wytłumaczone. Kiedy ktoś w telewizji powie przypadkiem o narodowcach, „złych rasistach” – przypomni sobie co druga strona miała do powiedzenia, coś skojarzy. Pewnie, że większość wywali to do kosza nawet nie zerkając, bo na co dzień denerwują ich reklamy staników z jakiegoś Tesco czy innego Lidla wrzucane do skrzynki. Ale jak pisałem – nie są to wczasy pod gruszą i nikt nie mówił, że będzie łatwo. Kontraktu o obustronnych korzyściach z ruchem Białych Patriotów nie podpisywaliśmy. Nie możemy myśleć, że 30 osób to wyrzuci, tylko myśleć, że jeden na trzydziestu to przeczyta. I wtedy jest fanatyzm i działanie godne działacza naszej sprawy. Ulotki są nawet bardziej moim zdaniem skuteczne od plakatów, bo jak już kogoś zainteresujesz grafiką to jest spora szansa, że nudząc się w domu weźmie to i przeczyta. Na ulicy zabiegani ludzie nie mają często czasu czytać treści, poza tym na plakacie nie umieścisz tyle przekazu co na ulotce – jak wspomniałem plakat to gra obrazami, krótkie hasło i jasny przekaz. Ulotka powinna w prosty sposób tłumaczyć różne sprawy. Polecam na przykład teksty negujące narkotyki, alkoholizm i cały ten pieprzony luzacki styl życia – ilu rodziców ma taki problem ze swoimi „pociechami”, którym płacą kieszonkowe? Masa! Co dalej? Adres strony internetowej, tylko tyle i aż tyle możesz zrobić. Niech ludzie kojarzą, poznają nasze poglądy, bo nie mają takiej szansy na co dzień – serwuje im się lekkie programiki typu „Rozmowy w toku” o tym, że babie urósł jeden mniejszy i jeden większy cycek. Do poczytania mają za to bardzo popularną wyborczą, gdzie czerwoni skutecznie wpajają im swoją propagandę. Czyli mówiąc krótko – trzeba dostarczyć ludziom prasę. Nie opłaca się? A masz lepszy pomysł?
Unikajcie haseł, które ludziom mogą skojarzyć się z sektami, bo podejrzewam, że szary człowiek często może sobie tak mylnie skojarzyć! Unikajcie też zarówno na plakatach jak i ulotkach namawiania do przemocy, rękoczynów, bo wtedy przestanie to być mało zauważalne dla „władzy”. Poglądy muszą być przekazane bez ugrzeczniania, ale strzelanie sobie samobója to nie sztuka, główka musi zatem pracować przy redagowaniu – na spokojnie i bez emocji.
A ZATEM?
Tak naprawdę by zacząć działać wystarczą chęci, przezwyciężenie lenistwa i wygranie ze sztucznym, nabytym „dzięki” dzisiejszej modzie ego. Plakaty, ulotki – to podstawa, rzecz prosta jak budowa cepa. Pomysłów na działanie może być tyle, ilu jest nas – grunt by w końcu zacząć działać, a nie ciągle bujać w obłokach. Każdy może stworzyć coś pożytecznego, robić bezinteresownie dla sprawy. Koszulki, bluzy i tak dalej to tylko dodatek, rzecz tak naprawdę nieistotna, a niestety często na pierwszym miejscu… Szeroko pojęty ruch to nie jest do cholery subkultura! Dlatego pisałem na początku o twórczości, by każdy wymyślił dla siebie sposób na działanie, ale nakręcając się w pozytywny sposób, a nie taki by było mu wygodniej. Żeby nie było, że kogoś na minę wpieprzam – ryzyko na własną odpowiedzialność, ale to chyba jasne.
Ł.
SUBKULTURA CZY BIAŁY AKTYWIZM? (Część 3)
Mam wrażenie, że stanęliśmy jako szeroko pojęty ruch w miejscu. Ciągle to samo, rutyna, niemal pustka. Częstym argumentem, wyjaśnieniem jest – „ale w Polsce jest takie prawo, że nie można działać”. Gówno prawda, trzeba tylko chcieć. Jesteśmy ostatnio niewidoczni, bo nasze manifestacje to „okrzyki rozpaczy” piętnastu osób w każdym mieście. Dawno nie było czegoś większego, konkretnego manifestu politycznego/ światopoglądowego. Nie ukazuje się żadna gazeta poruszająca bieżące tematy polityczne. Jako szeroko pojęty ruch światopoglądowy jesteśmy na marginesie. Ostatni raz kiedy daliśmy radę to manifestacja Rasowa we Wrocławiu 2006. „Katole” obok „nie katoli”, konkretny przekaz – nie chcemy tu kolorowych, przykład – głośna wtedy sprawa Simona Mola. Ta demonstracja była krokiem na przód. Niestety dalszych przykładów, że jak chcemy to potrafimy brak…
TEORETYCY, PISMA
Teoretycy, teoretycy i jeszcze raz teoretycy. Brakuje nam teoretyków w ruchu. Cały czas opieramy się bowiem na przestarzałym programie, tymczasem świat poszedł do przodu. Brakuje nam pism i brakuje nam pasjonatów. Dyskusja najczęściej dotyczy tego „co nowego na scenie”, a nie „co możemy zdziałać w dzisiejszym świecie”. A, jeśli już uda się pogadać na temat działania, to wiele osób sztywno trzyma się jakiegoś programu, nie zważając na to, że tu i teraz potrzeba nam czegoś całkowicie innego, w miarę choćby realnego. Brakuje osób wgłębiających się w poglądy, brakuje pism na ten temat. A myślę, że na przykład miesięcznik typowo polityczny, ale pisany dłonią nacjonalisty znalazłby swoich odbiorców. I pokazał naszym (tak!), szczególnie młodym ludziom jaki jest nasz (tak!) stosunek do głośnych, poszczególnych spraw dziejących się w świecie WSPÓŁCZESNYM.
Po co? To spytajcie najmłodszych, a czasami starszych wiekiem, a ciągle młodych umysłem ludzi z manifestacji – o co im tak naprawdę chodzi. Powiedzą, że o Wielką Polskę jakiej chciał Roman Dmowski, czy też przytoczą jakieś cytaty innych teoretyków sprzed kilkudziesięciu lat. Pewnie, że takie osoby jak Roman Dmowski to ludzie, o których zawsze będziemy pamiętać, ale panowie i panie – On pisał i działał w innej rzeczywistości, w innej sytuacji Europy! Amerykańscy teoretycy piszący o Rasie stworzyli dużo ciekawej lektury, ale cały czas jest ona… amerykańska! Inna rzeczywistość, możemy czerpać z niej wiedzę (co polecam), ale jednocześnie powinniśmy myśleć o naszej sytuacji. Mamy kilka organizacji, gdyby choć raz na jakiś czas wydały pismo, zrobiły aktualizacje na stronie dotyczącą podejścia do aktualnych wydarzeń w kraju i Europie, byłoby to już coś. Nie bójmy się stwierdzenia, że młody działacz Narodowy potrzebuje wskazówki, podpowiedzi jakimi kategoriami ma myśleć. Zanim przyjdzie stabilizacja poglądów działacza może nam ubyć, gdyż znudzi mu się wałkowanie w kółko tego samego. Musi zrozumieć – zrozumie poprzez nacjonalistyczne podejście do teraźniejszości, że tak to nazwę.
Jedyne strony, które starają się robić to o czym piszę to nacjonalista.org i www.wns.pev.pl (niby odmienne politycznie, ale cenię obie) . Każdy odbiera je pewnie na swój sposób, ale pomyślcie co by było gdyby owe strony zniknęły – zostałoby kilka witryn z „suchymi” programami danej grupy/ partii. Ktoś chcący zainteresować się naszymi poglądami wszedłby na nie i powiedział – no dobra, ale co w związku z tym? I nie dziwię mu się. Nie trzeba się wcale ugrzeczniać, można pisać po prostu mniej radykalnie (w przypadku nacjonalisty, niekoniecznie w przypadku WNS) i nie powinno być z tego powodu większych problemów (co widać po wspomnianej nacjonaliście.org, ba – autorzy nie raz „nie szczypali się” w komentowaniu różnych wydarzeń i jakoś snajperzy ich nie postrzelili :-). Bogata teoria to podstawa, slogany powodują, że stoimy w miejscu!
MANIFESTACJE
Manifestacje – to kolejny temat, tu napiszę bardziej szczegółowo. Dobrze, że w ogóle od czasu do czasu jakieś są, ale właśnie dlatego, że samo bycie owych nam wystarcza – stoimy w miejscu. Przeglądam sobie galerię i filmy z Niemczech i dopiero po zapoznaniu się z tym jak to robią sąsiedzi (nie chodzi mi akurat o NPD tylko o nacjonalistów) zdałem sobie sprawę, że ten temat u nas kuleje. Po pierwsze – transparenty. Na naszych manifestacjach zazwyczaj niesie się flagi/ transparenty z nazwami grup/ partii, a nie z hasłami jakich dotyczy manifestacja. Pewnie, że reklamę naszych grup/ partii można nosić, ale prócz tego – co mają pomyśleć sobie ludzie? Myślą sobie zapewne – no dobra, ale o co im (nam) chodzi? Co marsz to te sama hasła krzyczane przez tłum i podobne flagi z nazwami województw/ miast. W Niemczech zwarta grupa trzyma zazwyczaj profesjonalnie wykonany transparent z konkretnym adekwatnym hasłem. Wiadomo po co Ci ludzie są na ulicy.
Kolejna sprawa – nasz wygląd i to, co sobą reprezentujemy. Przyznam, że sam jakiś czas temu uważałem za przesadę by o to dbać, ale zmieniłem podejście po wgłębieniu się w temat na spokojnie. Naszym celem jest dotarcie z konkretnym przesłaniem do ludzi. O tym jak to odbiorą zadecyduje także wrażenie jakie zrobimy na przechodniach. Musimy wczuć się w sytuację. Sam idąc w manifestacji na rocznicę Bitwy Warszawskiej krzyczałem „znajdzie się kij na lewacki ryj”, ale zobaczyłem reakcję ludzi. Wcześniej patrzyli z zaciekawieniem, ale podczas śpiewania konkretnie tego kręcili tylko głowami. Doszedłem do wniosku, że w takich okolicznościach, kiedy szliśmy z wieńcem na przedzie nie miało to zwyczajnie sensu, zrobiliśmy z siebie pajaców i otrzymaliśmy efekt odwrotny od zamierzonego. Co innego kiedy stoimy naprzeciwko grupy dewiantów na kontr manifestacji. Po naszej stronie stoją ludzie, którzy także ich nienawidzą, a ci po przeciwnej i ich reakcja nas nie interesują. Jest to „kontra” i takie hasła jak wymienione wyżej jak najbardziej pasują. Też szedłem fałszywym tropem, ale przyznaję, że nie było to mądre – trzeba wyciągać wnioski. Idziemy „po coś”, a nie znowu wesoło pokrzyczeć bez sensu w niebogłosy.
Kolejna kwestia to ubiór – musimy przejść na taki bardziej codzienny i w końcu zrozumieć, że chodzi tu o politykę/ światopogląd, a nie o subkulturę. Może niewygodną, ale prawdą jest, że grupka skinów na zawsze pozostanie tylko grupką skinów. Jeśli wyjdziemy na ulicę w kilkadziesiąt/ kilkaset osób ubranych codziennie lub chociaż nie jak „choinka”, trzymając transparenty z konkretnym przesłaniem i krzycząc adekwatne hasła – od razu będzie to wyglądać lepiej. Lepiej nawet wyglądałby „Narodowy Czarny Blok” – ludzie by się zainteresowali, a jeśli dodać do tego konkretne hasło polityczne/ światopoglądowe na transparencie, przechodnie ujrzą GRUPĘ LUDZI, KTÓRYM O COŚ CHODZI, a nie subkulturę, która wyszła na miasto. Zauważą POLITYCZNE przesłanie, ludzi, którzy wyszli wyrazić swoje zdanie o polityce/ światopoglądzie, a nie subkulturę o jakiej czytali w jakieś gazecie wyborczej i mogą z kilogramem stereotypów w głowie się jej przyjrzeć z bliska. Dalej z zasłonami na twarz będziemy wyglądać jak polityczni ekstremiści, ale właśnie – JAK POLITYCZNI EKSTREMIŚCI, a nie subkultura.
Następny problem dotyczący manifestacji. Strategia ich planowania. Polska to nie Rosja i odległości między miastami nie są tak odległe. Co roku zjeżdża do Warszawy na 11.11 masa ludzi z całej Polski, jest nas wtedy kilkaset. No właśnie – co roku. Moim zdaniem zjeżdżać powinniśmy się na przykład raz w miesiącu. W różne miejsca Polski. Zjeżdżać się na hasło. Nie hasło „partia X zaprasza na manifestację”, a na hasło „jest taki i taki problem” czyli tematyka manifestacji. Osoby znające wszystkich ze swojego miasta musiałyby ogarnąć załogę i ruszałoby się na przykład do Poznania, Krakowa, Warszawy, Łodzi itp. Minimum setka aktywistów to nie to samo, co 15 osób, często nieletnich i nie radzących sobie z różnymi napotkanymi przeciwnościami. Większa medialność, lepszy efekt – jeśli policja będzie uprawiała swoje bezprawie można się wybronić, tak jak bronią się kibice Legii, których aresztowano ponad 700 we wrześniu, bo takie było „widzimisie” milicji. Minusów nie ma, pozostaje tylko problem realizacji.
A u nas w Polsce jak trzeba się dogadać to jest to nie problem, a bardzo duży problem. Wiele osób musiałoby się wyzbyć swojego ego, dopuścić do siebie, że chodzi nam wszystkim mniej więcej o to samo. Grupy/ partie – niech są, ale ważne by ludzie byli gotowi współpracować, trzymali czasami język za zębami, nie zarzucali fochów. Najtrudniej byłoby przezwyciężyć własne lenistwo. Oto osoby, które gotowe są jechać na drugi koniec świata na imprezę, musiałyby jechać by manifestować. Na manifestację, a nie na bal – to byłaby najtrudniejsza zmiana jaka musiałaby zajść. Smutne to jest, ale takie są fakty.
Wracając do taktyki Czarnego Bloku – kolejny argument, że ona się przyda, znowu możemy brać przykład z kibiców, którzy ubierają się w jednakowe koszulki i zyskują na tym w podobnych sytuacjach jak ta z września w stolicy. Kibice to grupa, która najczęściej na sobie wypróbowała różne sytuacje działania w tłumie – to tak jakby ktoś nie znający światka stadionowych fanatyków miał pretensje, że biorę z kibicowskiego działania przykład.
Powiecie, że na manifestacje nie chodzicie, bo nie chcecie pokazywać się mediom itp. Jaki jest na to sposób? Robić konkretne ogólnopolskie manifestacje, podobne liczebnie jak te 11.11 w Warszawie. Tam nie będziecie „jednymi z dziesięciu” a jednymi ze stu pięćdziesięciu czy nawet trzystu. Śmiać się z 15 osób nieudolnie manifestujących potrafi każdy. A prawda jest taka, że powinniśmy być tam razem i zrobić coś lepszego. Nie jest to aż tak bardzo nierealne. Wystarczy, że na wszystkich naszych stronach internetowych, niezależnie od grup/ partii pojawi się komunikat – jedziemy tam razem! A osoby należące do tych grup/ partii zmobilizują swoje lokalne ekipki. Nie zaszkodzi spróbować, grunt by każdy się ruszył, a nie „czekał aż zobaczy jak wyszło i wtedy może pojedzie”.
STOIMY W MIEJSCU
Jest sporo do zrobienia, musimy zacząć się w końcu organizować jako nieliczna całość. Uczmy się od naszych ludzi z innych państw, tak jak uczą się lewacy od swoich i dobrze na tym wychodzą. Trzeba do cholery dorosnąć… Prócz gałęzi muzycznej trzeba myśleć o rozwoju tego, o czym muzycy śpiewają. Myśleć o polityce, o rozpowszechnianiu naszego światopoglądu. Jak zajmiemy się z kolei tylko zwalczaniem lewactwa to… osiągną tylko to, po co pewne ich grupy zostały stworzone. Czyli odwracają naszą uwagę, skupiamy się na nich.
Każdy jeden z nas musi dać z siebie więcej niż dotychczas. Prócz teorii podstawą jest zorganizowanie lokalne. Ogarnięte grupy lokalne szybciej wkomponują się w jakiś plan… Do pracy rodacy.
Ł.