Przywódczynie „Strajku Kobiet” narzekały podczas swojej konferencji prasowej, że są represjonowane. Ich zdaniem zmienia się taktyka traktowania ich demonstracji przez służby, co uważają za „wypowiedzenie totalnej wojny”. Jednocześnie zrezygnowały jednak z poniedziałkowych blokad ulic. Ponadto organizacja przyznaje, że w jej działania zaangażowali się dyrektorzy szkół i nauczyciele, którzy zachęcali uczniów do udziału w protestach.

Na policyjne represje narzeka Klementyna Suchanow, jedna z liderek organizacji. Na razie funkcjonariusze mają podejmować „miękkie” działania, lecz zdaniem „Strajku Kobiet” mogą one w najbliższym czasie się zradykalizować. Feministki zapowiadają, że będzie to oznaczało „wypowiedzenie totalnej wojny”, zaś one same posiadają już wypracowane mechanizmy wsparcia prawnego i psychologicznego dla swoich aktywistek.

W samej Warszawie gotowych do obrony uczestników „Strajku Kobiet” ma być blisko 120 adwokatów. Podobne działania mogą podjąć także prawnicy w innych miastach. Karolina Gierdal z Kampanii Przeciwko Homofobii mówi nawet o dotkliwym pobiciu jednego z zatrzymanych na milicyjnym komisariacie, ale jednocześnie nie przedstawiła w tej sprawie żadnych szczegółów. Według Gierdal od 22 października w samej stolicy zatrzymano 35 osób uczestniczących w feministycznych protestach.

Po 23 października miała zwiększyć się liczba zatrzymanych pod zarzutami znieważenia funkcjonariusza, czynnej napaści na funkcjonariusza, naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza, a także niszczenia mienia. Przedstawicielka organizacji dla homoseksualistów mówi również o torturach na komisariatach.

„Strajk Kobiet” nie ukrywa, że agitację na rzecz jego demonstracji prowadzili nauczyciele. W Warszawie według danych organizacji (szczegółów nie zaprezentowano) „strajkowało 10 tys. uczniów z około 40 szkół”. Bardzo wiele z tych protestów miało odbywać się dzięki inicjatywie dyrektorów szkół oraz nauczycieli. Także w tym przypadku feministki zauważają „próby blokowania wolności wypowiedzi”.

Kolejna blokada ma odbyć się w najbliższą środę. Właśnie wówczas feministki zamierzają protestować pod budynkiem parlamentu. Jednocześnie zrezygnowały one z poniedziałkowych blokad najważniejszych stołecznych ulic. Oficjalnie z powodu planowanej mobilizacji, jednak można zauważyć wyraźny spadek zainteresowania demonstracjami. Świadczy o tym zarówno malejąca frekwencja, jak i malejący radykalnie ruch w sieci internetowej.

Na podstawie: interia.pl.

Zobacz również: