Prokuratura oskarżyła „Starucha” o dokonanie rozboju, którego ofiarą miał paść człowiek o pseudonimie „Koziołek” – związany ze środowiskiem kibiców warszawskiej Polonii, a także lokalną grupą tzw. „antyfaszystów”. Ci pierwsi, według wydawanych przez nich oświadczeń m.in. na forach kibicowskich, wykluczyli „Koziołka” ze swojego środowiska, gdyż ten doniósł służbom nie tylko na skonfliktowanego z nim Piotra Staruchowicza, lecz także na swoich ówczesnych kolegów z trybun. Tym drugim konfidencka działalność „Koziołka” najwidoczniej nie zawadziła, bowiem w dalszym ciągu utrzymują z nim kontakty.
„Koziołek” oskarżył Staruchowicza o pobicie oraz o kradzież torby, którą wycenił na 460 zł. Znajdowały się w niej… klapki i ręcznik. Policjanci postanowili zatrzymać znanego kibica Legii w trakcie uroczystości 67. rocznicy Powstania Warszawskiego, licząc zapewne na sprowokowanie awantury. Nie trudno się domyślić, że media oraz „wojująca” z polskim środowiskiem kibicowskim władza tylko czekały na sytuację, podczas której zaangażowani od wielu lat w patriotyczne inicjatywy kibice „wywołaliby zamieszki z policją”. To właśnie rząd i podległe mu media miały największy wpływ na rozwój sprawy „Starucha”.
Przypomnijmy. Po sprowokowanych przez policję zamieszkach po finałowym meczu o Puchar Polski pomiędzy Lechem Poznań a Legią Warszawa, premier Donald Tusk zapowiedział wojnę z – jak to określił – „stadionowym bandytyzmem”, której momentalnie przyklasnęły reżimowe media, z TVNem i Gazetą Wyborczą na czele. Sami kibice nie pozostawili tej sytuacji bez odpowiedzi, rozszerzając rozpoczętą wcześniej ogólnopolską antyrządową akcję pod nazwą Niespełnione rządu obietnice, temat zastępczy – kibice. Powoli zaczęła się ona pokrywać z nadchodzącą kampanią do tegorocznych wyborów parlamentarnych, a Piotr Staruchowicz chcąc nie chcąc stał się jedną z jej głównych twarzy. Komu więc mogło najbardziej zależeć, aby akurat przed wyborami znalazł się on w areszcie? Odpowiedź pozostawiamy czytelnikom.
„Staruch” stanął dzisiaj (20.12) przed Sądem Okręgowym w Warszawie, gdzie usłyszał karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat, a także grzywnę w wysokości 5200 zł i nadzór kuratura. Prowadząca sprawę Staruchowicza sędzia widząc sporą grupę wspierających go przyjaciół oraz niezależnych publicystów, postanowiła wyłączyć jej jawność i nie wpuszczać nikogo na salę rozpraw. Uzbrojeni policjanci, którzy cała drogę „eskortowali” oskarżonego nie chcieli nawet dopuścić matki Staruchowicza, która zamierzała przekazać mu kanapki. Pomimo absurdalnego wyroku oraz zachowania sądu, sprawa ma poniekąd szczęśliwy finał, gdyż „Staruch” spędzi zbliżające się święta w gronie rodziny i przyjaciół.
Wspominając o wątku tej sprawy warto nadmienić, że w trakcie pobytu Piotra Staruchowicza w areszcie, kilka osób ze świata polityki i mediów bezskutecznie starało się o jego zwolnienie. Prokuratura zdecydowanie odrzucała wszelkie poręczenia oraz wnioski o zwolnienie za kaucją. Zupełnie odwrotna sytuacja miała miejsce przed miesiącem w sprawie pięciu wysoko postawionych w państwie osób (na czele z byłym szefem UOP gen. Gromosławem Cz.) oskarżonych o korupcję przy prywatyzacji spółek PLL LOT i STOEN. Ci zostali zwolneni z aresztu już na następny dzień. Wniosek? Domniemana kradzież klapek i ręcznika jest poważniejszym przestępstwem niż korupcja przy wyprzedaży największych polskich spółek.