Problemy z wnoszeniem opraw, horrendalne kary za pirotechnikę, zakazy stadionowe za błahostki, nieuzasadniona przemoc i wieczne prowokacje mundurowych, problemy z organizacją wyjazdów, wreszcie medialna nagonka na nieprawdopodobną skalę, czego wynikiem jest „kibic – bandyta, złodziej, nożownik, zabójca, sutener…” w oczach społeczeństwa. Nie ma co się dziwić, że miłościwie nam panujący politycy, z ukochanym Donaldem Tuskiem na czele, co chwilę zastanawiają się, co jeszcze mogą zrobić, żeby zniszczyć nasz ruch. Podejrzewam, że po takiej fali represji w żadnym innym kraju (może poza Chorwacją czy Serbią) wszyscy wyznawcy ducha ultras nie podnieśliby się. Niestety, ta nasza niezłomność jest też trochę im na rękę –im dłużej trwa walka z nami tym dłużej mają temat zastępczy do ukrycia nieudolności swoich rządów. Mimo tych wszystkich problemów , jakie spotkały polskich fanatyków, jest z nami całkiem nieźle.
Dalej w świetnych liczbach potrafimy jeździć na wyjazdy, mimo, że te niejednokrotnie kończą się niewpuszczeniem z byle powodu na stadion, policyjnymi prowokacjami, a jadąc za swoją drużyną na drugi koniec Polski jesteśmy nagradzani siniakami od pał, czy zaropionymi, łzawiącymi oczami wskutek wielokrotnego pryskania gazem. Grupy ultras potrafią przygotowywać przepiękne oprawy złożone również z piro, niejednokrotnie narażając się na zakaz stadionowy czy grzywnę. Mimo, że co drugi wyjazd niewpuszczana jest oprawa to chłopaki nie poddają się i mimo wszystkich przeciwności losu dalej realizują swoją pasję.
Niejednokrotnie musimy zmagać się nie tylko z działaniami policji i rządzących, ale również własnych klubów, a to boli najbardziej. Świetnie zachować się potrafiła Korona Kielce, kiedy policja chciała zrobić ze stadionu teatr i karała nawet za pojedyncze przekleństwa, ale to raczej jednostkowy przypadek. Po drugiej stronie barykady mamy Widzew Łódź czy Legię Warszawę, gdzie tzw. „kierownicy ds. bezpieczeństwa” starają się jak najbardziej uprzykrzyć życie. No i na koniec zostaje przypadek „bezjajecznego” zarządu Jagielloni Białystok, który, krótko mówiąc, przez swoją bierność stał się zakładnikiem policji.
Nasze środowisko jakoś mocno przez te wszystkie represje nie podupadło, a wręcz zyskało – staliśmy się jeszcze bardziej solidarni. Im częściej rzucano nam kłody pod nogi, tym łatwiej je pokonywaliśmy. Podobno nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg i to w tym wypadku świetnie się sprawdza. Na co dzień dzielą nas barwy, ale łączy pasja – sytuacja realnego zagrożenia pokazała, że kiedy walczymy o swoje prawa, słuszną sprawę to nie ma podziału na Wisłę, Legię i Lecha, chuliganów, ultrasów i zwykłych kiboli – wszyscy jesteśmy jednością , która stanowi naprawdę silną społeczność.
Ruch kibicowski w Polsce pierwszy raz spotyka tak wielkie trudności. Nawet za komuny, gdy stadion był ostatnim bastionem wolności słowa, władze nie uderzały w nas tak bardzo. Skoro kibice w Polsce mają się jeszcze całkiem dobrze, warto szukać plusów. Niech walka z rządzącymi da nam trochę do zrozumienia – im skuteczniej będziemy usuwali z grupy patologię, tym będziemy mocniejsi.
Skrzat – Jagiellonia Białystok