Ministerstwo Spraw Zagranicznych poprzez swojego wiceszefa Pawła Jabłońskiego skrytykowało pojawiający się pomysł sił szybkiego reagowania Unii Europejskiej. Zdaniem polskiej dyplomacji, europejska obronność powinna opierać się o Sojusz Północnoatlantycki i możliwości militarne jego członków.

Agencja Reuters przedwczoraj powołała się na wysokiego rangą unijnego urzędnika, który twierdzi, że czternaście państw UE optuje za powołaniem wspólnych wojskowych sił szybkiego reagowania. Za ich pośrednictwem Wspólnota Europejska mogłaby reagować militarnie w początkowej fazie międzynarodowych konfliktów militarnych.

Grupa europejskich państw, na czele z Niemcami i Francją, chciałaby tym samym powstania brygady liczącej sobie blisko 5 tys. żołnierzy. Miałaby ona dysponować jednostkami nadwodnymi i samolotami. Dzięki temu mogłaby szybko udzielać pomocy „zagranicznym demokratycznym rządom”.

Polska dyplomacja nie popiera jednak podobnych planów. Według Jabłońskiego stworzenie brygady szybkiego reagowania jest myśleniem życzeniowym i nie odstraszyłoby Rosji. Realną siłę militarną Europy mają bowiem tworzyć armie państw narodowych, które współpracują ze sobą w ramach struktur NATO.

Dodatkowo Jabłoński zwrócił uwagę na niewielkie wydatki na obronność ze strony państw członkowskich UE i NATO. Mają one problem z przeznaczeniem na te cele 2 proc. PKB, stąd tworzenie kolejnego bytu obok NATO jedynie osłabiłoby potencjał sił zbrojnych krajów europejskich.

Na podstawie: forsal.pl, reuters.com.