Polska należy do grona kilku państw sprzeciwiających się planowanej dyrektywie Unii Europejskiej o ustanowieniu ogólnoeuropejskiej płacy minimalnej. Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii zamiast tego zamierza wprowadzić zmiany mające ułatwić masowy napływ imigrantów do naszego kraju.
Komisja Europejska chciałaby wprowadzić obowiązujące we wszystkich państwach unijnych standardy ustalania płacy minimalnej. Tym samym w danym kraju najniższe możliwe wynagrodzenie nie mogłoby zostać ustalone na poziomie niższym niż 50 proc. płacy przeciętnej i 60 proc. mediany płac. Na tej propozycji w całej Europie skorzystałoby blisko 24 miliony pracowników.
W naszym kraju płaca minimalna kształtuje się na poziomie 53,2 proc. prognozowanego na ten rok średniego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. Wiceminister rozwoju, pracy i technologii Iwona Michałek mówi w rozmowie z portalem PulsHR.pl, że wynosząca 7 pkt. proc. różnica między polskim wynagrodzeniem minimalnym a propozycją KE jest w praktyce niemożliwa. Poza tym według posłanki Porozumienia „mamy specyficzne warunki, mamy tradycje i trzeba je szanować”.
Ponadto unijna dyrektywa przewidywałaby konieczność zawarcia odpowiedniej ilości układów zbiorowych między przedsiębiorcami a pracownikami. Ich liczba powinna oscylować wokół 20 proc., podczas gdy obecnie w Polsce wynosi około 20 proc. Między innymi z tego powodu Polska sprzeciwia się wspomnianym planom podobnie jak Austria, Dania, Estonia, Węgry, Irlandia, Malta, Holandia i Szwecja.
Podwyżki wynagrodzeń dla polskich pracowników nie są więc priorytetem rządzących. Najwyraźniej dużo ważniejsze jest dla nich dalsze otwieranie granic dla imigrantów, którzy hamują wzrost pensji. Michałek potwierdziła, że władze przygotowują ustawę o zatrudnianiu cudzoziemców. Co więcej, wiceszefowa resortu rozwoju, pracy i technologii przyznaje, iż rząd Prawa i Sprawiedliwości oraz Zjednoczonej Prawicy chce ściągać do Polski więcej pracowników spoza Unii Europejskiej.
Na podstawie: pulshr.pl.
Zobacz również: