Kilkuset działaczy nacjonalistycznych przeszło w corocznym pochodzie ulicami Moskwy, zorganizowanym z okazji Dnia Jedności Narodowej 4 listopada. „Ruski Marsz”, który w ubiegłych latach gromadził kilkadziesiąt tysięcy uczestników najdobitniej ukazuje „jedność narodową” rozumianą przez władze Rosji, które stałymi prześladowaniami politycznymi uderzają w środowisko nacjonalistów.
Władze rosyjskiej stolicy przez ostatnie tygodnie usiłowały zablokować organizację marszu, najpierw powołując się na „zagrożenie terrorystyczne”, a później na inne zaplanowane tego dnia demonstracje w Moskwie. Ostatecznie jednak nacjonalistom udało się wygrać z biurokracją i marsz, tradycyjnie, zwołano w dzielnicy Lublino w południowo-wschodniej części miasta. Nie obyło się jednak bez utrudnień ze strony policji, która drobiazgowo przeszukiwała każdą zmierzającą w stronę „Ruskiego Marszu” osobę.
Geneza represji sięga roku 2014, kiedy to podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa prezydent Federacji Rosyjskiej, Władimir Putin, zapowiedział wzmożenie prześladowań wobec nacjonalistów, których określił mianem „krajowych ekstremistów”, zrównując ich z pospolitymi przestępcami i islamskimi fundamentalistami. Antynacjonalistyczny projekt Putina zakłada zaangażowanie w walkę z „ekstremizmem” wszystkich państwowych instytucji. Projekt miał zostać wdrożony do 2025 roku, jednak władze znacząco przyśpieszyły działania uderzając w rosyjski ruch nacjonalistyczny – także w „Ruski Marsz”, którego organizacja w każdym roku jest mocno utrudniana.
W tym roku w skład organizacyjny marszu weszły dwa nieformalne ugrupowania (w ostatnich latach rosyjskie władze zdelegalizowały wszystkie zarejestrowane organizacje nacjonalistów) – Komitet „Naród i Wolność” (rus. Комитет «Нация и Свобода») oraz lewicowi nacjonaliści ze Stowarzyszenia Oporu Narodowego (Ассоциации Народного Сопротивление). Flagi obydwu ugrupowań przedstawiające sokoła nawiązującego do symbolu księcia Ruryka I oraz czarno-zielone proporce odnoszące się do sztandaru antyradzieckich rebeliantów w czasach ZSRR, powiewały wśród historycznych flag Rosji oraz prawosławnych ikon. Definitywnie zakazano zaś jakiejkolwiek symboliki nawiązującej do tzw. „Noworosji”, a więc separatystycznych „republik” w Doniecku i Ługańsku na Ukrainie.
Na czele kolumny rozwinięto dwa transparenty z hasłami: „O wolność ojczyzny” i „Precz z dyktaturą! O prawa i wolność narodu rosyjskiego”, a skandowane przez nacjonalistów okrzyki odnosiły się do obecnej antynarodowej polityki Kremla. Sporo uwagi poświęcono „zastępowaniu” etnicznych Rosjan imigrantami z Chin, którzy przy aprobacie rosyjskich władz zaludniają region Syberii oraz coraz więcej miast na obszarze całej Rosji. Przypomniano o tym hasłami „Chiny kolonizują, Kreml kapituluje” czy „Ruscy wymierają, imigranci zaludniają”.
Choć nie obyło się bez atmosfery kontroli i represji, marsz w spokoju przeszedł zaplanowaną wcześniej trasą. Podobne demonstracje zorganizowano, jak co roku, między innymi w Sankt Petersburgu, Jekaterynburgu i Nowosybirsku.
Rosyjski Dzień Jedności Narodowej, którego data odnosi się do odzyskania przez Rosję niepodległości w 1612 roku (wówczas odbito moskiewski Kreml z rąk polskich wojsk) został ustanowiony w 2004 roku i miał on w zamyśle władz zastąpić przypadającą na 7 listopada rocznicę wybuchu rewolucji październikowej.
Po ustanowieniu święta nacjonaliści w Rosji uznali, że jest to dobra okazja do promowania na ulicach rosyjskich miast idei nacjonalistycznej – inicjatorem pierwszego „Ruskiego Marszu” w 2005 roku w Moskwie był Władimir Basmanow, zarządzający wówczas zdelegalizowanym przez putinowskie władze Ruchem Przeciwko Nielegalnej Imigracji (DPNI). Wbrew informacjom rozszerzanym na części polskojęzycznych portali, „Ruski Marsz” nigdy nie miał antypolskiego wydźwięku.
na podstawie: rmarsch.info, kommersant.ru, svoboda.org, źródła własne