Rosyjskie władze uważają, że za nasileniem się protestów ulicznych organizowanych bez oficjalnych pozwoleń, związane jest z działalnością innych państw. Ambasada Stanów Zjednoczonych miała bowiem publikować informację o nielegalnym wiecu, natomiast niemiecki nadawca publiczny „Deutsche Welle” miał w mediach społecznościowych zachęcać do udziału w antyrządowych protestach.
Tim Richardson, doradca ambasady USA, został wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej, aby przedstawił swoje stanowisko na temat publikacji informacji o zabronionym przez lokalne władze wiecu w Moskwie. Amerykańska placówka miała bowiem zamieścić na swojej stronie internetowej plan demonstracji, która miała odbyć się dokładnie 3 sierpnia, co zdanie rosyjskiego rządu jest próbą ingerencji w wewnętrzne sprawy kraju.
Podobnie stało się w przypadku „Deutsche Welle”, czyli niemieckiego nadawcy publicznego, który miał relacjonować ostatnie antyrządowe demonstracje, a także umieszczać w mediach społecznościowych informacje na temat planu ich przebiegu. Rosyjskie MSZ w swoim komunikacie stwierdziło, że takie postępowanie „sprzeczne jest z zasadami zawodowej etyki dziennikarskiej i stanowi próbę ingerencji w wewnętrzne sprawy Rosji przez niemiecką korporację medialną”.
Manifestacje przeciwko rosyjskim władzom trwają od końca lipca, zaś w ich trakcie zatrzymano już ponad 830 osób. Większość z nich usłyszała zarzuty z tytułu udziału w nielegalnych zgromadzeniach oraz niepodporządkowania się poleceniom policji.
Na podstawie: ria.ru, forsal.pl.