Rosyjski prezydent Władimir Putin twierdzi, że syryjskie władze nie mają nic wspólnego z kwietniowym atakiem chemicznym na miasto Chan Szajchun, w którym zginąć miało ponad siedemdziesiąt osób. Putin zauważył przy tym, iż opowiadał się za natychmiastowym zbadaniem miejsca tego wydarzenia, ale jego propozycję odrzuciły zachodnie mocarstwa.
Prezydent Rosji przebywając we Francji udzielił wywiadu największemu dziennikowi tamtejszej prawicy. W rozmowie z „Le Figaro” stwierdził on między innymi, że syryjskie władze na czele z prezydentem Baszarem al-Assadem nie odpowiadają za kwietniowy atak chemiczny w miejscowości Chan Szajchun, znajdującej się w kontrolowanej przez „rebeliantów” prowincji Idlib. W wyniku rzekomej akcji syryjskiej armii według źródeł przeciwników Assada miały zginąć 72 osoby.
Według Putina całe wydarzenie było jednak prowokacją, której celem było uderzenie w syryjskie władze i doprowadzenie do zbrojnej akcji przeciwko armii rządowej. Bezpośrednią odpowiedzią na atak chemiczny było bowiem zbombardowanie syryjskiej bazy wojskowej przez amerykańskie wojsko, choć według rosyjskiego prezydenta nie ma żadnych dowodów na użycie broni chemicznej przez Syryjską Armię Arabską.
Jednocześnie Putin stwierdził, że był gorącym orędownikiem szybkiego skontrolowania lotniska z którego miały wzbić się w powietrze samoloty z bronią chemiczną, a także samego miejsca ataku, ale do jego wniosku nie przychylili się przedstawiciele Stanów Zjednoczonych i innych zachodnich mocarstw. Właśnie dlatego Putin uważa, że cała sytuacja miała jedynie wyjaśnić konieczność militarnego ataku na siły Assada.
Na podstawie: lefigaro.fr.