Prezydent Wenezueli Nicolas Maduro stał się celem ataku terrorystycznego przy użyciu dronów wypełnionych materiałami wybuchowymi. Samemu politykowi nic się nie stało, ale rannych zostało siedmiu żołnierzy wenezuelskiej Gwardii Narodowej. Władze kraju twierdzą, że za atakiem stoją Kolumbia oraz wpływowe postacie amerykańskiego biznesu, przy czym w mediach społecznościowych przyznaje się do niego grupa anonimowych wojskowych.
Do zdarzenia doszło w centrum Caracas, gdzie odbywały się uroczystości z okazji 81. rocznicy utworzenia tamtejszej Gwardii Narodowej. Na dostępnych nagraniach z tego wydarzenia widać wyraźnie, iż zgromadzeni wokół Maduro urzędnicy oraz wojskowi nagle są czymś wyraźnie poruszeni, natomiast chwilę później w popłochu rozbiegają się żołnierze uczestniczący w obchodach. Był to efekt nadlecenia kilku dronów, które według wenezuelskich służb miały zawierać ładunki wybuchowe.
Dwa z nich zdetonowane zostały niedaleko Maduro, lecz prezydentowi Wenezueli nic się nie stało, za to rannych zostało siedmiu żołnierzy Gwardii Narodowej. W pierwszym przemówieniu po ataku Maduro oskarżył o jego zorganizowanie swojego kolumbijskiego odpowiednika Juana Manuela Santosa, a także „bogatych ludzi z USA” czyli z amerykańskiej Florydy, wzywając amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa o pomoc w zwalczaniu terrorystów.
Według doniesień wenezuelskich służb już zatrzymano kilka osób podejrzewanych o zaplanowanie ataku. W mediach społecznościowych przyznała się do niego z kolei grupa „Soldados de Franela”, którą mają tworzyć wojskowi oraz osoby cywilne o nastawieniu patriotycznym, lojalne wobec wenezuelskiego narodu. W swoim oświadczeniu powołali się oni na zasady konstytucyjne i porządek prawny, bowiem to właśnie w ich obronie mieli przeprowadzić zamach.
Na podstawie: el-nacional.com.