Filipiński prezydent Rodrigo Duterte zapowiedział, że będzie chciał przekonać amerykańskie służy specjalne do opuszczenia jego kraju. Obce wojsko stacjonujące na wyspie Mindanao ma bowiem przeszkadzać Filipińczykom w zwalczaniu islamskich terrorystów.
Kontrowersyjny przywódca Filipin, urzędujący od końca czerwca, podczas spotkania z urzędnikami zapowiedział, iż będzie chciał doprowadzić do opuszczenia jego kraju przez amerykańskich żołnierzy ze służb specjalnych. Duterte uważa bowiem, że ich obecność na wyspie Mindanao stoi na przeszkodzie w zwalczaniu islamskich terrorystów, ponieważ będą oni chcieli porywać Amerykanów w celu zastraszania i wyłudzenia okupu. Filipińska głowa państwa zaznaczyła przy tym, iż postulat ten nie oznacza, że jego kraj zamierza rezygnować całkowicie ze współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.
Do słów Duterte odniósł się amerykański Pentagon, który poinformował, że w tej sprawie nie było jeszcze żadnej korespondencji pomiędzy rządami USA i Filipin. Rzecznik Pentagonu Gary Ross dodał, iż Waszyngton będzie nadal ściśle konsultował się ze swoimi partnerami, aby dostosować swoją pomoc do oczekiwań Manili.
Amerykańscy żołnierze ze służb specjalnych stacjonują na Filipinach od 2002 r., kiedy to do tego kraju wysłano 1,2 tys. wojskowych w ramach globalnej amerykańskiej strategii antyterrorystycznej. W zeszłym roku program ten został przerwany, jednak na wyspie Mindanao nadal znajduje się obca jednostka wojskowa.
Na filipińskim terytorium od 1991 r. funkcjonuje terrorystyczna Grupa Abu Sajjafa, której celem jest odłączenie od reszty kraju południa Filipin i utworzenia tam państwa muzułmańskiego. Od 1989 r. istnieje natomiast region autonomiczny Muzułmańskie Mindanao.
Na podstawie: presstv.ir, gazetaprawna.pl.