Od początku pandemii koronawirusa SARS-Cov2 i wszelkimi podjętymi w związku z nią krokami poszczególnych państw, międzynarodowych organizacji, wszelkich służb i mediów mamy do czynienia ze zjawiskiem wykorzystywania jej w najróżniejszych celach. Nie jest to ani niczym nowym ani zasadniczo dziwnym. Przy okazji każdego kryzysu lub okresu prosperity rozmaite osoby, grupy, organizacje, partie , rządy i środowiska próbują upiec na nich własną pieczeń. To co obserwujemy dziś w sferze polityki, gospodarki, stosunków międzyludzkich czy mediów zdaje się więc naturalną konsekwencją zaistniałej sytuacji. Nie ma nic szczególnie dziwnego w tym, że ludzie i całe społeczeństwa podzielone są w kwestii postrzegania i oceny samego zagrożenia, podejmowanych przez władze kroków. Jednak w dobie tak powszechnego dostępu do informacji i łatwości ich przekazywania, tworzenia, fabrykowania i zdobywania, obok pandemii biologicznej musieliśmy zmierzyć się także z infodemią, w której nietrudno się pogubić, nawet uważnie śledząc przekaz z jednego tylko źródła, a co dopiero mając ich wkoło tak wiele.
Strony zaangażowane
Mogłoby się zdawać, że stronami zaangażowanymi w pandemię (lub / i korzystanie na niej), jej zagrożeniu dla narodów całego świata są rządy, służby zdrowia poszczególnych krajów, międzynarodowe organizacje, media i, oczywiście obywatele. Jednym słowem po jednej stronie ludzie, po drugiej wirus. Poniżej występuje jednak szereg kolejnych podziałów tzn. na część społeczeństwa zdającego się całkowicie na instytucje państwowe i międzynarodowe, naukowców, lekarzy, liderów politycznych, która nie kwestionuje w jakikolwiek sposób ich działań, nawet gdy niektóre z nich wydają się nielogiczne czy wręcz absurdalne, tych, którzy mają wątpliwości i obiekcję co do samego zagrożenia jak i zasadności podejmowanych działań oraz negacjonistów, dopatrujących się spisku (kategorie te rozdrabniają się oczywiście na jeszcze mniejsze).
W dzisiejszej, codziennej nawałnicy informacyjnej każdy znaleźć może narrację, która mu odpowiada, w którą wierzy lub chce wierzyć. Sprzeczne doniesienia, dementowane informacje i wykluczające się wzajemnie zalecenia potęgują zagubienie odbiorców, którzy z kolei stają się łatwym łupem dla najróżniejszych ośrodków dezinformacji, zarówno tych zorganizowanych jak i spontanicznych, ale także tworzących tzw. bańki informacyjne, czyli przestrzenie, w których zamykani są ich odbiorcy oraz ich horyzonty, poglądy i wyobrażenia na zastaną rzeczywistość. Poniżej, w skrócie spróbuję odnieść się do kilku z nich. Media lokalne i ogólnopolskie raczyły nas oto historiami mówiącymi o „badaniach polskiej lekarki z Hiszpanii”, która zaobserwowała, że posiadacze zwierząt domowych są mnie narażeni na wirusa. Innym znów razem odporniejsi mieli być palacze tytoniu.
Podzielone społeczeństwo
Po dwóch miesiącach, w których społeczeństwo znalazło się w sytuacji izolacji i natłoku, sprzecznych często informacji, objawiło się (nie całkowicie nieuzasadnione) zwątpienie w autentyczność oficjalnych komunikatów odnośnie przyczyn, statystyk, możliwych skutków pandemii, internetowe dyskusje obrastać zaczęły teoriami spiskowymi. Takie wydarzenie było, oczywiście, gratką dla ludzi czy środowisk żyjących z ich propagowania, niezależnie od tego w którą stronę kierowano winę lub krytykę. Jednocześnie własne doświadczenia każdego z nas pozwalają stwierdzić, że klimat spiskowy udzielił się naprawdę wielu ludziom, a ci, nie zważając na fakty czy wszelkie inne czynniki okopali się na swoich pozycjach światopoglądowych.
Pomagają temu autentyczne wpadki ludzi i instytucji, którym powierzyliśmy nasze bezpieczeństwo i drowie, arogancja rządzących, lekceważących własne zalecenia i pokazujących swą wyższość nad szarymi obywatelami. To rodzi odruch sprzeciwu, który czasem, niestety, wiąże się jednocześnie ze stwarzaniem zagrożenia dla siebie i innych, na zasadzie „zrobię babci na złość i odmrożę sobie uszy” (dla siebie) i „nikt nie będzie mi czegoś nakazywał” (dla innych, jeśli chodzi o lekceważące podejście do wdrożonych zasad bezpieczeństwa).
Obywatele, którzy zmuszeni zostali do zawieszenia aktywności zawodowej, społecznej, rodzinnej, widząc oficjeli, których zakazy nie dotyczą, mogą czuć się oszukiwani i lekceważeni, a to szybko przerodzić się może w całkowitą negację zagrożenia nowym wirusem. Tym bardziej, że w przestrzeni medialnej nie brakuje osób i grup, które podsuną im „wyjaśnienia” zaistniałej sytuacji.
W tym właśnie miejscu mamy do czynienia z tymi, którzy, mimo uciążliwych stosują się do reżimu sanitarnego, zdając sobie sprawę z tego, że mamy do czynienia z nieznaną dotąd odmianą wirusa o której niewiele na razie wiadomo i choćby ze względu na to należy podjąć jakieś środki ostrożności.
Z drugiej strony wyrósł obóz negacjonistów, który mieści w sobie całą gamę poglądów na ten temat. Mamy więc ludzi, którzy twierdzą, że podjęte działania na całym świecie są na wyrost (będących przekonanymi, że rządy wielu państw zadając tak potężne ciosy swoim gospodarkom działają celowo), krytykujących je, twierdzących, że „należałoby postąpić tak i tak” (czasem podających w miarę rozsądne, logiczne myśli odnośnie rozwiązania konkretnej sytuacji, jednak nadal z pozycji obserwatora, na którym nie ciąży odpowiedzialność za decyzje, a czasem idących w prostackie uproszczenia z pozycji fotela przed monitorem).
Radykalni negacjoniści twierdzą, że żadnej pandemii nie ma, bagatelizując pojawienie się i rozprzestrzenienie po świecie nowego wirusa, porównując go liczbą zgonów spowodowaną innymi chorobami a nawet wypadkami drogowymi. Na końcu są fani teorii spiskowych, które, naturalnie w takim okresie przybierają na sile. Ci twierdzą, że pandemia jest zaplanowanym działaniem mającym na celu zaszczepienie / zachipowanie ludzi przez możnych tego świata, depopulację planety, stworzenie orwellowskiego świata globalnej dyktatury, lub, że to z czym mamy dziś do czynienia jest sprawdzianem przed ostateczną finalizacją tychże planów.
Kontrowersje wokół działań policji
Niemal od początku wprowadzenia obostrzeń epidemicznych w ogniu krytyki znalazły się działania policji a internet obiegły dziesiątki filmów i setki historii związanych z pracą funkcjonariuszy, którym powierzono nowe zadania. Nie powinno nikogo zdziwić, że policjanci w wielu przypadkach nie poradzili sobie z tym zadaniem, gdyż ich działania i metody pozostawiają wiele do życzenia na co dzień i to od wielu lat. Wielu z nich podejmując nowe, dopiero co powierzone im obowiązki odczytało je jako, nowe, pozwalające niemal na wszystko uprawnienia i poczuwszy tę moc przystąpiło do działań ze wzmożoną aktywnością, nie do końca orientując się w przepisach, w myśl których podejmują interwencje, ani w działaniach, które właśnie im powierzono a nawet nie kierując się logiką. Doprowadziło to do setek bulwersujących i żenujących a czasem groteskowych sytuacji, które przez obywateli mogły zostać odczytane jako atak na ich wolności, ich godność. Podobne patologie w polskiej policji nie są, niestety, niczym nowym, jednak większość ludzi, którzy nie mieli nieszczęścia znaleźć się przypadkiem w obrębie działań stróżów prawa, nie miała o nich pojęcia więc traktowała je jako problem, który ich nie dotyczy a więc nie istnieje.
Nie mogło to umknąć ani opozycji, która policje wykorzystywała w identyczny sposób będąc u władzy, ani zwolennikom teorii o wprowadzaniu właśnie jakiejś formy totalitaryzmu.
Polityczna pieczeń na ogniu pandemii
Pandemia wykorzystywana jest w polityce od najmniejszego szczebla. Kłócą się w tym temacie burmistrzowie i radni miast powiatowych, europosłowie, senatorowie, światowi liderzy, ich doradcy, prezydenci, premierzy. Jeśli ktoś wierzy w to, że w czasie kryzysu potrafią oni, dla dobra obywateli, odłożyć na bok te wielkie i te małe interesy polityczne, jest w dużym błędzie. Polski przykład organizacji wyborów i stworzonej wokół nich burzy jest tego doskonałym przykładem.
Jednak ja chciałbym odnieść się do tej strony sceny politycznej, z którą pewnie dużą część społeczeństwa, nie do końca słusznie, kojarzy nacjonalistów, czyli tego w jaki sposób ośmiesza się prawica, zarówno ta nazywająca się narodową jak i ta, z którą od wielu już w sojusze wchodzą właśnie narodowcy czyli tzw. konserwatywni liberałowie, dziś nazywani „wolnościowcami”.
Apokaliptyczna prawica pod wezwaniem Grzegorza Brauna
Pozwolę sobie na, jak najkrótsze, omówienie działań prawicy w temacie pandemii w oparciu o programy i wystąpienia ich publicystów, polityków i działaczy. Od niedawna w polskim Sejmie zasiadają posłowie Konfederacji, dziwacznej koalicji środowisk liberalnych, narodowych, prawicowych, które w niższych szczeblach uzupełniają już takie cuda jak aktywiści ruchu antyszczepionkowego i im podobni. Koalicja ta zawiązana została na zasadzie promowanej od lat, dziś w kolejnej odsłonie, idei wielkiego zjednoczenia prawicy.
Niekwestionowaną gwiazdą tego ugrupowania, obok Janusza Korwina-Mikke, jest poseł Grzegorz Braun, reżyser kilku dobrych filmów dokumentalnych. Poseł Braun jest postacią wyrazistą, sam siebie określał niejednokrotnie mianem „gawędziarza” i trudno się z nim nie zgodzić, gdyż jego audycji, nawet gdy się z nimi nie zgadzaliśmy, czasami słuchało się ciekawie. Od dłuższego jednak czasu zauważalna jest u posła Brauna radykalizacja w kierunku konserwatywnej odmiany środowiska Palikota. Z pewnością nie jest to konstruktywna opozycja jaką obiecywali swoim wyborcom konfederaci.
Poseł Braun roztacza przed swoimi zwolennikami najczarniejsze, apokaliptyczne wręcz wizje przyszłości, która wyniknie z obecnej pandemii. Wszystko to jest poukładane, zdawać by się mogło, w najmniejszych szczegółach a wiedza ta łaskawie przekazana przez posła obywatelom.
Retoryka posła Brauna, używane przez niego analogie czy określenia pewnie niejednemu odbiorcy zjeżyły włos na głowie. Słyszymy to o „jawnych i tajnych centrach dowodzenia światem”, o zbrodniczym Billu Gates’ie, który uknuł plan zaszczepienia nas jakąś podejrzaną szczepionką, o obozach koncentracyjnych dla tych, którzy owych szczepień odmówią. Zastosowanie się Polaków do zaleceń, jak mówi Braun, „carskich, zaborczych, okupacyjnych, kolaboranckich władz”. Do środka, który ma w jakiś sposób zmniejszyć zagrożenie zakażeń, czyli używania maseczek w miejscach publicznych, dorobiono już cały szereg teorii mówiących o tresurze i totalitaryzmie. Od razu nasuwają się skojarzenia z „korwinizmami” mówiącymi o ingerencji w wolność obywatela przez obowiązek zapinania pasów w samochodzie, jednak są czymś bardziej szkodliwym. Takie bagatelizowanie zagrożenia doprowadziło do tragedii we Włoszech czy Hiszpanii, u nas zaś, porwało „do boju” całą masę „buntowników”, którym rzekomo odebrano ich wolność. Tych samych, którzy oglądali skoki narciarskie gdy podnoszony był wiek emerytalny, afera goniła aferę, niszczono polski przemysł, wyprzedawany był za bezcen majątek narodowy czy wplątywano Wojsko Polskie w egzotyczne wojny na zamówienie Waszyngtonu.
Grzegorz Braun w swych audycjach na You Tube karcił władzę za to, że „nie pozwala Polakom wychodzić na wiosenne słoneczko” a do tego rozprawiał o tym, jak organizm ludzki tego słońca potrzebuje po okresie zimowym. Braun twierdzi, że owa odebrana nam na jakiś czas ekspozycja na światło dzienne ma kluczowe znaczenie dla zdrowia obywateli a więc ktoś dokonał zamachu na nasze zdrowie. Porównuje to do skrajnych przypadków więzienia latami w piwnicy, co jest już kompletną bzdurą mająca, najwidoczniej, spotęgować atmosferę grozy jego przekazu. Poubierana w zawiłe zdania i wywody płycizna przekazu pana posła aż razi po oczach. Kategorycznie stwierdził, nie wiadomo na jakiej podstawie, że zagrożenie korona wirusem nie jest warte poświęconej mu uwagi a w odniesieniu do niego cały czas sili się na ironię mówiąc o „wrażym wirusie” czyli utwierdzając swoich zwolenników w przekonaniu, że nic im nie grozi. Oczywiście nie ciąży na nim żadna odpowiedzialność za swoje zalecenia i ich ewentualne konsekwencje.
Ten sam Grzegorz Braun, przestraszając swych widzów mrocznym Planem Billa Gates’a, w ostatnich dniach na swoim kanale wspominał także o szkodliwości szczepionek (kandydat Konfederacji na prezydenta RP Krzysztof Bosak rzuca w sieć populistyczne, dziecinne hasło o dobrowolności szczepień, nie zdając sobie najwyraźniej sprawy o czym mówi, ale zdając sobie sprawę z chwytliwości tego hasła, które, obok pomysłów Dobromira Sośnierza, mogą urzec , niezbyt jednak liczny, korwinowski elektorat), które są dziś stosowane i które wyeliminowały wiele groźnych chorób. Zestawiając je z tematem, jeszcze nie istniejącej, szczepionki przeciwko SARS-Cov2 i mówiąc, że „faktem są poważne powikłania po szczepieniach” Braun wpisuje się w lekkomyślną narrację fanatyków, szarlatanów i przeróżnych „celebrytów”, która w wielu krajach skutkuje już poważnymi konsekwencjami i powrotami poważnych, zdawałoby się wyeliminowanych chorób. Ale czy możemy dziwić się temu wiedząc, że tzw. asystentką społeczną Grzegorza Brauna jest nie kto inny jak Justyna Socha, jedna z liderek ruchu antyszczepionkowego w Polsce?
Zamiast obiecywanej konstruktywnej opozycji dostaliśmy więc apokaliptycznych bajkopisarzy nie różniących się wiele od środowiska KOD i jemu podobnych. Grzegorz Braun twierdzi także, stosując dość mocne porównanie, że ci, którzy opierać się będą w najbliższej przyszłości eliminacji gotówki na rzecz transakcji bezgotówkowych „będą pierwsi w kolejce, jeszcze nie do gazu (…) ale na śmietnik historii”.
Człowiek ten, który tak wspaniałomyślnie odsłania przed nami mroczne spiski i zawiłości obecnego świata nie zorientował się jednak, że tzw. protest przedsiębiorców w Warszawie ze środowiskiem przedsiębiorców niewiele miał wspólnego, i stanął w jednym szeregu z działaczami KOD, ruchów LGBT i Pawłem Tanajno, dodatkowo dając PiSowskim mediom pretekst do wyśmiania jego słabiutkiej akcji mianowania „asystentami społecznymi” jego uczestników nie stosujących się do obowiązujących obostrzeń związanych z epidemią. Czyżby Grzegorz Braun, wchodzący w skład ugrupowania politycznego, które na każdym kroku nadskakuje owym przedsiębiorcom nie zdawał sobie sprawy z tego, że zrzeszeni są oni w wielu różnych organizacjach rzeczniczych a Paweł Tanajno nie jest reprezentantem tej grupy?
Braun, który zawsze uchodził za ekscentryka, zaczyna stanowić poważną konkurencję w wygłupach dla Korwina-Mikke, szkoda tylko, że kosztem skojarzenia go z narodowcami.
„Eksperci” prawicowego półświatka
Podczas gdy Grzegorz Braun obwieszcza nam „pandemiczne oszustwo”, przestrzega przed chipami i szczepieniami, program niejakiego Marcina Roli odwiedzają tzw. celebry ci, którzy także objawiają nam spiski światowych elit i koncernów. Pierwszym z takich gości był Ivan Komarenko, niegdysiejszy uczestnik konkursu Eurowizja, będącego stajnią promocji niezbyt lotnych „artystów” w dziedzinie muzyki. Komarenko przez jakiś okres czasu gościł w radiu, ogródkach piwnych i nadmorskich smażalniach ryb ze swoim utworem „Czarne oczy”. Raz na jakiś czas wspomną o nim plotkarskie serwisy, jednak swoje pięć minut ma już za sobą. Nie może się z tym jednak pogodzić i w programie Roli kilkukrotnie słyszymy, że oto przed sobą mamy „niezależnego artystę znienawidzonego przez mainstream”. W ten oto sposób prawicowe media internetowe sprezentowały nam drugiego Daniela Landę w postaci Ivana Komarenki.
Marcin Rola, który na początku każdego swojego programu twierdzi, że „przebija się przez lewicowy bełkot w sieci” a do niemal wszystkich tytułów swoich audycji dodaje, pisane wielkimi literami słowo „OSTRO”, „MEGA” , „PILNE” itp. zaprezentował prawicy i jej okolicom nowy autorytet.
Komarenko rozpoczyna od wylewania żalów na odwołane koncerty i utratę możliwości zarobkowych. Prawdopodobnie z tego powodu, ,choć zbytnio rozchwytywanym piosenkarzem raczej nie jest, wylewał swoje spiskowe żale na Twitterze, gdzie na ziemię próbowali sprowadzić go internauci. Komarenko, który sam siebie nazwał artystą niezależnym pomstuje u Roli na „namordniki”, ,przymus szczepionek oraz ograniczenie dostępu do swojej pracy. Buntownik nasz chwilę później stwierdza, że z początku przestraszył się, że nadciąga dżuma XXI wieku ale po dwóch tygodniach tak naczytał się opinii wirusologów i epidemiologów, że wszystko to ułożyło mu się w całość każącą zanegować zagrożenie i wykryć spisek.
Komarenko, prawdopodobnie na osławionym „końcu Internetów” odnalazł ostateczne potwierdzenie tego, że żadnej pandemii nie ma a wirus roznoszące się po świecie to globalne oszustwo a wszystko to zafundowały nam koncerny farmaceutyczne, do których nasz bohater zaliczył także WHO. Skąd ma takie informacje i przekonania? Otóż „poczytał na własną rękę w Internecie”
W kwestii szczepień Komarenko przytacza swoją własną, wzruszającą do łez historię o tym jak w Egipcie pogryzły go dzikie psy i za poleceniem lekarza przyjął szczepionkę przeciwko wściekliźnie, przy czym mocno podkreśla, że była to jego suwerenna decyzja (już samo porównanie szczepionki przeciwko wściekliźnie po pogryzieniu przez psy do tych aplikowanym dzieciom zakrawa na kpinę). Drugą z kolei historią szczepionkową nowego, prawicowego autorytetu, jest ta, jak wycieńczony serią koncertów nie miał czasu by chodzić na siłownie, przez co opadł z sił. Ktoś polecił mu szczepionki zamiast siłowni (?), on je przyjął a następnie z przerażeniem stwierdził, że wypadają mu włosy. Teraz natomiast „dochodzą do niego słuchy, że ta cała przygoda, którą teraz przeżywamy była zaplanowana przez ludzi związanych z Bill’em Gates’em, koncernami farmaceutycznymi. To powinno chyba całkowicie obrazować poziom dyskusji i argumentów prezentowanych przez prawicowe kanały jak ten pokroju wRealu24 oraz ich dobór „ekspertów”.
To jednak nie koniec bo już kilka dni później Marcina Rolę odwiedziła kolejna „ekspertka” czyli Edyta Górniak. Jak mówi piosenkarka, od razu po przylocie z USA zauważyła, że w Polsce panuje jakaś przerysowana panika, od początku też skupiła się nie na biologicznych aspektach wirusa ale tych duchowo-emocjonalno- psychologicznych. Muszę przyznać, że nie mogę się doczekać publikacji jej przemyśleń na ten temat. Póki co Górniak pochwaliła działalność Roli i podziękowała mu… „w imieniu ludzkości i Polaków”.
Przewidywania drugiej fali zachorowań jesienią są poza możliwościami zrozumienia Edyty Górniak, więc momentalnie dopisała sobie do tego własne wytłumaczenie: ktoś to zaplanował i jest gotowy scenariusz. Piosenkarka stwierdza także, że nie jest zaprogramowana, patrzy sercem, umysłem i intuicją (podobnymi odczuciami kierują się np. ruchy antyszczepionkowe, które to odczucia przeciwstawiają naukowym dowodom). To prawdopodobnie mają być argumenty dla jej tez o zaplanowanym scenariuszu pandemii.
Występ Edyty Górniak u Marcina Roli to nudnawy wysyp jej pseudopsychologicznych i emocjonalnych wynurzeń oraz dowód na to jak ci tzw. „myślący samodzielnie”, którzy wiedzę, pozwalająca im podważyć nawet osiągnięcia medycyny, nabyli oglądając filmy na You Tube. Ich występy przynoszą jednak dużą szkodę, gdyż, niestety, nadal istnieje sporo ludzi, dla których słowa piłkarza czy piosenkarki, w temacie nijak ich nie dotyczącym, stanowią pewien wyznacznik własnych poglądów.
Najciekawszym fragmentem owej audycji wydaje się stwierdzenie Górniak, że ani ona ani jej syn nie zgodzą się na szczepienia (media głównego nurtu już wypomniały jej, że w dzieciństwie przyjęła szczepionki przeciwko groźnym chorobom) nawet jeśli oznaczałoby to dla nich zagładę (!). Motywuje to tym, że nie ma ona możliwości sprawdzić laboratoryjnie danego preparatu. Jednak prawdziwym hitem w wykonaniu „ekspertki” Marcina Roli jest porada zdrowotna brzmiąca następująco:
„I wierzę też, że przekonanie swojego umysłu jest swego rodzaju ogromną obroną osobistą. To co potrafi nasz umysł to wiemy wszyscy, można o tym poczytać. Więc jeżeli ja wierzę w to, że jestem zdrowa to jestem zdrowa a jak wierzę w to, że za chwilę umrę na chorobę zakaźną no to wprowadzę taki program do mózgu, który rozprowadzi tę informację po całym organizmie i wywoła komórki rakowe no. Jak ostatnio ktoś powiedział z bliskich osób, że ktoś tam zachorował na raka, no to trzeba po prostu zrestartować organizm i przeprogramować głowę tyle ile się da. ” (pisownia oryginalna)
Tym „wałęsizmem” pani Edyty zakończę, spuszczając zasłonę milczenia na intelektualną kondycję polskiej prawicy.
Ajwaj