Rządzący przedstawili przyszłoroczne plany dotyczące minimalnego wynagrodzenia. Wynika z nich jednoznacznie, że pracownicy nie mogą liczyć na spełnienie wcześniejszych obietnic. Prawo i Sprawiedliwość zapowiadało bowiem podwyżkę najniższej płacy do poziomu 3 tysięcy złotych brutto, natomiast ostatecznie zaproponowano wzrost do 2,8 tysiąca. Nawet tak niewielką podwyżkę krytykują przedsiębiorcy.
Już w ubiegłym tygodniu zaczynały pojawiać się pierwsze przecieki, które wskazywały jednoznacznie na rewizję polityki gospodarczej PiS-u i Zjednoczonej Prawicy. Koronawirusem uzasadniano więc zamrożenie płac w sferze budżetowej, a także mniejsze niż wcześniej zapowiadano podwyższenie płacy minimalnej. Ostatecznie informacje te potwierdziło Centrum Informacyjne Rządu.
Po wczorajszym posiedzeniu gabinetu premiera Mateusza Morawieckiego zapowiedziano, że Radzie Dialogu Społecznego zaproponowany zostanie wzrost minimalnego wynagrodzenia do poziomu 2,8 tys. zł brutto. Minimalna stawka godzinowa ma z kolei wynieść 17 zł. Ogółem oznacza to wzrost najniższej płacy o blisko 7,7 proc. w porównaniu do roku obecnego. W tej chwili wynosi ona bowiem 2,6 tys. zł brutto.
Przedstawiciele środowisk biznesowych są jednak rozczarowani nawet tymi zapowiedziami. Twierdzą oni, że ustawowy mechanizm podwyższania płacy minimalnej co roku nie odpowiada obecnej sytuacji, czyli gospodarczej recesji. Konfederacja Lewiatan postuluje chociażby powiązanie najniższego wynagrodzenia z wysokością średniej pensji w całej gospodarce narodowej.
Na podstawie: praca.interia.pl, wgospodarce.pl.