Rządzący bardzo lubią chwalić się podwyżkami płacy minimalnej, wynoszącej od początku tego roku i tak śmieszną kwotę 2250 złotych brutto. Na tle innych państw Europy wypadamy przy tym niezwykle blado, będąc czwartym państwem od końca pod względem wzrostu najniższego uposażenia na umowie o pracę. Pod tym względem wyprzedza nas znacząco choćby Hiszpania, natomiast gorzej jest tylko na w Grecji, Malcie i na Łotwie.
Od 1 stycznia najniższe wynagrodzenie na umowie o pracę wynosi w naszym kraju 2250 złotych brutto, czyli około 1634 złotych netto. W ciągu ostatniego roku minimalna płaca wzrosła więc o dokładnie 100 złotych więcej „na rękę”, a więc w skali roku zwiększyła się o zaledwie 4 proc., dlatego też nasz kraj jest czwarty od końca pod tym względem w całej Unii Europejskiej, zaś dodatkowo rośnie ona dużo wolniej niż choćby wartość średniej wszystkich zarobków.
Gorzej w ubiegłym roku było jedynie w trzech krajach, czyli na Malcie, gdzie wzrost nastąpił w skali roku o 1,9 proc., a także w Grecji i na Łotwie, które w ogóle w ciągu ostatniego roku nie podniosły najgorszych uposażeń.
Znajdujemy się więc pod tym względem wśród najgorszych państw Europy, natomiast na przeciwległym biegunie mimo trudnej sytuacji gospodarczej znalazła się chociażby Hiszpania, w której minimalna wzrosła o 22.3 proc czyli o 191,46 euro. Niewiele gorzej było na Litwie, gdzie procentowo zwiększyła się ona o 38,8 proc., a kwotowo o blisko 155 euro. W znajdującej się w trudnej sytuacji Francji pensja minimalna zwiększyła się z kolei o 22,75 euro.
Na podstawie: money.pl.